Wszystko zaczęło się codzienną rutyną...
Wczesnym rankiem, pierwsze promyki słońca oświetliły twarz dziewczyny i wyrwały ją z głębokiego snu.
- Eh... kolejny nudny dzień...- wyszeptała cicho, po czym podniosła się z łóżka.
Powolnym krokiem podeszła do toaletki, by przeczesać swe długie brązowe włosy. Patrząc w swe odbicie w tafli lustra jej serce napełniało się dodatkową goryczą. Czuła się taka samotna. Przerażała ją również wizja przejęcia władzy w przyszłości...
Chwilę zadumy przerwał jej mały szary ptaszek, który usiadłszy na poręczy od balkonu zaczął radośnie świergotać. Dziewczyna odłożyła srebrny grzebień i wyszła na balkon aby dokładniej przyjrzeć się zwierzęciu. Delikatnie wysunęła dłoń w stronę małego śpiewaka. Ptaszek bez zastanowienie wskoczył na jej rękę i nadal wyśpiewywał radosne trele. Cerise uśmiechnęła się i delikatni pogłaskała małego przyjaciela.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, i do środka wbiegły radosne damy dworskie. Ich śpiew spłoszył ptaka. Cerise obróciła się gwałtownie w ich stronę.W mgnieniu oka damy znalazły się przy niej. Zaczęły ją przytulać, czesać jej włosy, poprawić ubrania. Część z nich śpiewała również stare wilcze pieśni.
- Dobrze że przynajmniej one się cieszą... - pomyślała Cerise. Szybkim ruchem wyswobodziła się z rąk dam dworu i udała się w stronę drzwi.Ten dzień nieco różnił się od innych. Na zamku trwały przygotowania do Ceremoni Przejścia. Gdy tylko Cerise wyszła ze swej komnaty spostrzegła krzątającą się służbę. W drodze do królewskiej garderoby co chwila natykała się na dworzan. Każdy z nich przyklękiwał na jej widok i pozdrawiał ją. Dziewczyna miała już tego dość. Doszła do garderoby i jak najszybciej zatrzasnęła za sobą drzwi.
-Uff...- rzekła z ulgą - Na reszcie choć chwila spokoju.
Młoda dama obróciła się, przekręciła kluczyk w drzwiach i schowała go do kieszeni w szlafroku. Następnie podeszła do ogromnej drewnianej szafy, uchyliła drzwi i wyjęła z niej swój ulubiony komplet ubrań.
W tej samej chwili rozległo się głośne pukanie.
- Panno Cerise! Czy jesteś tam? - rzekła jedna z dam dworskich.
- O nie... - wydusiła szeptem Cerise i poczęła w pośpiechu zakładać bluzkę.
Pukanie stawało się coraz głośniejsze.
- Moja droga! Odpowiedz nam! Czy jesteś w środku? - kontynuowała dama coraz mocniej szarpiąc za klamkę.
Cerise szybko zapięła pas i założyła kaptur. Za drzwiami rozległ się brzdęk kluczy.
- O nie - pomyślała dziewczyna - Pewnie wzięły klucze od klucznika... Zaraz tu wejdą!
Młoda wilczyca szybko zawiązała buty i podbiegła w stronę okna. Drzwi szarpały się coraz mocniej. Lada chwila damy dworskie mogły wtargnąć do komnaty. Cerise wychyliła się przez okno i złapała rosnące po murze pnącze. Zaczęła powoli spuszczać się po nich w dół. Kilka sekund po wyjściu z komnaty usłyszała skrzypiący dźwięk otwieranych drzwi. Damy dworskie weszły do środka i zaczęły jej szukać. Na szczęście udało się jej uciec.
Szybko spuściła się po pnączy i znalazła się placu zamkowym. Przekradła się wzdłuż rabatek i korzystając z nieuwagi strażników opuściła teren zamku. Biegła teraz przed siebie, wzdłuż długiego mostu łączącego jej rezydencje z brzegiem rzeki. Była już u celu... z dala od swego zamku, służby i nadgorliwych dam dworskich. Nasunęła kaptur na głowę i ruszyła w las.
Stąpała powoli swymi ulubionymi ścieżkami. Wokół szumiały drzewa, śpiewały ptaki. Cerise czuła, że powoli opuszczają ją wszystkie troski. Im głębiej zapuściła się w las tym bardziej była wolna. Szła coraz głębiej i głębiej w ciemny bór. Czuła się lekko... Rozpierała ją energia. Chciała biec, biec przed siebie i już nigdy nie wracać. Te emocje stopniowo się w niej nasilały tak, że w pewnym momencie zawyła jak wilk i pobiegła przed siebie jak dzikie zwierzę. Mijała, drzewa, krzewy, zwierzęta... wszystko zlało się jakby w całość w dzikim pędzie.
W pewnej chwili usłyszała szelest. Obróciła się i zaczęła rozglądać. Poczuła że ktoś ją śledzi. Przystanęła na chwilkę i poczęła nasłuchiwać. Cisza... obróciła głowę i już miała zrobić kolejny krok lecz znów usłyszała tajemniczy szelest.
- Kto tu jest?- zapytała, lecz nie uzyskała żadnej odpowiedzi.
- Halo? Kimkolwiek jesteś, odezwij się!
Dziewczyna cofnęła się kilka kroków w tył. Ciągle stała na ugiętych nogach, gotowa do ucieczki. Nagle w kierunku Cerise wyskoczył z krzaków szary wilk.
- Grrr!- warknęła złowrogo księżniczka i odskoczyła na bok. Wilk podbiegł do niej wesoło merdając ogonem.
- Carmin!- wykrzyknęła Cerise- Uff... na całe szczęście to tylko ty... ale mi stracha napędziłaś!
Wilk zbliżył się do dziewczyny i zaczął łasić wokół jej nóg. Cerise schyliła się i poczęła gładzić ręką jego miękką puszystą sierść. Carmin podskakiwała wesoło. Po chwili zaczęła ciągnąć Cerise za sznurówki.
- Co jest Carmin?- spytała Cerise.
Wilczek podskakiwał wesoło i wydawał odgłosy przypominające szczekanie.
- Chcesz się ścigać?
Carmin pomachała ogonkiem tak jakby zgadzała się na propozycję swej przyjaciółki. Młoda władczyni spojrzała na swą małą towarzyszkę znacząco i po chwili obie biegły przed siebie w kierunku tylko im znanym.
Po jakimś czasie zatrzymały się na odpoczynek, gdzieś w okolicy wielkiego jeziora. Było to na prawdę piękne miejsce. Panował tu półkrok rozświetlany niebieskim blaskiem który dawały ogromne kryształy wystające gdzieniegdzie z ziemi. W powietrzu unosiły się niebieskie świetliki, a woda tu była tak czysta, że bez trudu można było dostrzec dno jeziora, i pływające w nim ryby które mieniły się w niebiesko srebrnych odcieniach. Cerise wraz ze swoją małą wilczycą usiadły na ciemnym kamieniu, w okolicy starej wierzby i poczęły wpatrywać się w gładką taflę jeziora. Nagle tuż przed nimi wyrosła jasna twarz. Cerise od razu rozpoznała przybysza.
- Luna!- rzekła.
- Witaj, młoda damo - odpowiedziała jej kapłanka - Co cię sprowadza w bram Silvefall, moja droga?
-Eh... -odrzekła Cerise po chwili ciszy... - Mam już tego dość... męczy mnie to wszystko... boję się... i postanowiłam uciec choć na chwilę..
- A czegóż to się boisz?- spytała Luna
- Wszystkiego...- odparła wilczyca - Swojej przyszłości, tego że nigdy nie będę szczęśliwa... że na zawszę będę pozbawioną uczuć żelazną królową taką jak moja matka...
- Bo widzisz... to jest tak że strach przed nieznanym, powoduje, że to co ma nastąpić przyprawia nas o grozę...- rozprawiała Luna - Nie zawsze nowe znaczy złe, obowiązki nie zawsze muszą sprawiać przykrość, a władza to nie zawsze wyrzeczenie się szczęścia...
- W takim razie co?! Luno.. ty nic nie rozumiesz!- odezwał się podniesionym głosem Cerise - Ja się do tego nie nadaję! Chcę być wolna... uciec z tąd!
- To że mam odmienne zdanie nie oznacza że nie tego rozumiem, moja droga - pouczała Luna - A to, że będziesz kiedyś władczynią to twoje przeznaczenie... nie zmienisz tego.
- No niestety - odparła Cerise.
- A może to właśnie dobrze, że będziesz władczynią... sama wiesz że trzeba tu wprowadzić wiele zmian...- kontynuowała Luna - Polityka wszystkich czterech królestw dąży do wojny. Wszyscy jesteśmy zagrożeni... jeżeli ktoś tego nie zmieni marny nasz los.
- Ale dla czego to akurat muszę być ja?!- wykrzyknęła Cerise
- Mówiłam Ci Skarbie... to przeznaczenie. Na pewno nie jest przypadkiem że to akurat ty masz objąć władzę... jesteś stworzona do wielkich rzeczy!- rzekła z przekonaniem mistyczna kapłanka.
Młoda wilczyca milczała, rozmyślając nad słowami mentorki.
- Cerise?- zapytała w końcu Luna
- Tak?
- Choć ze mną. Mam coś dla Ciebie.
Powiedziawszy to Luna zeskoczyła z drzewa na którym uprzednio siedziała i ruszyła przed siebie. Cerise ruchem ręki nakazała Carmin żeby została na miejscu a sama ruszyła w ślady kapłanki. Szły w stronę Ancient Grove i lada moment znalazł się na miejscu.
Zatrzymały się przy niewielkiej jaskini utworzonej z zawalonych cegieł. Jaskinia owa porośnięta była zielonym bluszczem. Luna wyjęła mały srebrny sztylecik i porozcinała za jego pomocą rośliny, następnie schyliła się i wyjęła obszerny zakurzony kufer. Odłożyła go na jednym z leżących na ziemi głazów i delikatnie przetarła ręką. Cerise obserwowała ją dokładnie zastanawiając się co też Luna planuje jej podarować. Kapłanka położyła swą dłoń na zamku od skrzyni. Po dotknięciu wszystkie wzory tajemniczego kufra rozświetliły się. Luna podniosła wieko i wyciągnęła ze środka piękny drewniano złoty łuk.
- Proszę - powiedziała podając go Cerise - Jest twój, niech dobrze Ci służy!
Cerise wzięła przedmiot w swoje ręce i spojrzała na Lunę.
- Jest przepiękny - wyszeptała zachwycona - Dziękuję Ci!
- Miło mi że ci się podoba, moja królowo - powiedziała z uśmiechem na twarzy kapłanka.
- Luno! Tyle razy rozmawiałam z tobą na ten temat! Nie mów do mnie "moja królowo"- odrzekła podniesionym tonem wilczyca.
- Przepraszam... moja królowo - powiedziała z sarkastycznym uśmiechem kapłanka.
Cerise również uśmiechnęła się do niej, a następnie spojrzała na łuk i przegładziła do dłonią.
- Na co czekasz?- rzekła z uśmiechem Luna - Chodźmy go wypróbować!
Cerise skinęła głową i wraz z towarzyszką udały się w kierunku starego toru strzeleckiego, który znajdował się na granicy Silverfall i Dark Forest.
Nagle z rozmyśleń wyrwał Cerise głos jej matki.
- Córko! Jest już późno! Proszę natychmiast wziąć kąpiel i udać się na spoczynek.
Księżniczka gwałtownie wyrwana z rozmyślań spuściła głowę, i weszła do pokoju.
- Dobrze... matko - odpowiedziała melancholijnie dziewczyna i wyszła z komnaty. Zmierzała szerokim korytarzem w stronę zamkowej łazienki.
Idąc korytarzem spoczęła na chwilę przy jednym z okien. Może słowa Luny były prawdziwe. Może przyszłość królowej Dark Howl wcale nie zwiastowała życia w nieszczęściu. Jednakże kto mógł kto wiedzieć? Tylko rychły los wiedział co czeka Cerise, a za niedługo ona sama miała się o tym przekonać...
Toralei Stripe