poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 8


     W Raven szalały niczym tysiące niestrudzonych burz emocje. Wcześniej przyjmowała z pokorą swój los, lecz tym razem wszystko się zmieniło. Nie chciała zostać królową Spellness. Nie chciała do końca życia być więzioną, najpierw przez swojego ojca potem przez swoją rolę władczyni. Może dla jednych gra na pianinie nie była żadnym specjalnie wyróżniającym się zajęciem, lecz dla Raven to były drzwi do świata w którym nikt nie mógł jej znaleźć, ani niczego jej zakazać... to był świat jej serca.
      A teraz gdy zabrano jej klucz do tego świata nie miała innego wyboru...
      Musiała uciekać.
      Po rozmowie z ojcem zależało jej tylko na tym. Aby jak najdalej znaleźć się od Spellness raz na zawsze. Nie czekając więc wybiegła z zamczyska przez główną bramę. Nie uważała na to czy ktoś ją goni, czy też nie. Nic już nie miało znaczenia prócz samotności, łez i rozpaczy.
      Owinięta w pelerynę ze strumieniem łez spływającym po jej bladej twarzy biegła przed siebie. Otaczał ją zewsząd mrok Dark Forest, lecz ona nie zważała na niego i na niebezpieczeństwa w nim czyhające.
      Gdy tak biegła nagle jej noga zahaczyła o wyrastający z ziemi konar drzewa i Raven upadła na ziemię. Próbowała się podnieść, lecz zdrętwiała nie potrafiła się podnieść.. Dziewczyna przeciągle jęknęła nie mogąc wytrzymać z bólu. Na dodatek po chwili usłyszała jak straż woła jej imię. Gonili ją. A w takim stanie nie miała szansy nigdzie uciec. Groziła jej zewsząd zguba...
     Lecz nagle padł na nią wielki cień. Zaniepokojona spojrzała w górę spodziewając się wszystkiego.. lecz ku jej zdziwieniu ujrzała znajomą postać smoczycy o fioletowych łuskach lśniących w słońcu.
      - Nevermore! - ucieszyła się czarnowłosa.
      Nie czekając podniosła się i resztką sił wsiadła na swą podopieczną, nie zważając na towarzyszący jej przeszywający ją ból. Już po chwili razem z Nevermore wzbiły się w powietrze ku górze. Teraz tylko musiały znaleźć się jak najdalej od Spellness a wtedy...
     Nagle smoczyca przeciągle zaryczała. Po tym nagle na ich głowami przeleciała strzała o srebrzystym grocie. Raven szybko zorientowała się o co chodzi.
      Strzelali do niej. Chcieli ja zatrzymać za wszelką cenę. Nie pozwolili by jej uciec, lecz ona nie mogła się podać. Wiele ryzykowała, swoje jak i zarówno życie Nevermore, ale taka była cena jej wolności.
     Tuż obok jej głowy przeleciała strzała. Nie było czasu do stracenia, musiała uciekać. Wzleciała więc jeszcze wyżej do góry aby strzały je nie dosięgły, lecz nawet to nie wystarczyło. Straż mogła w każdej chwili zacząć używać czarów, a jeżeli weszły by one w grę Raven nie miała by najmniejszych szans.
      Starała się więc unikać strzał jak tylko mogła aż wreszcie natarcie ustało. Raven zatrzymała na chwile Nevermore aby rozejrzeć się dookoła. Nigdzie nie widziała żadnych lecących pocisków ani też oznak czarów, więc prawdopodobnie stwierdzili że nie ma sensu jej atakować... lub też szykowali się do kolejnego uderzenia. Czarnowłosa wolała tego nie sprawdzać. Postanowiła się oddalić.
     Lecz gdy chciała wraz z Nevrmore odlecieć nagle smoczyca zawyła przeciągle z bólu i w niebezpiecznie szybkim tempie poczęła spadać.
     Nim dziewczyna się zdążyła zorientować wokół zapanowała bezwzględna ciemność...
 
 

***

  

     Czkawka wlatując wraz ze Szczerbatkiem w mroczne chmury Spellness poczuł wewnętrzny niepokój. Zarówno Anna jak i ojciec już nie raz go ostrzegali przed terenami tego królestwa, lecz on musiał zbadać tą wiecznie otuloną cieniem krainę. Jego ciekawość nie dała by mu spokoju. Tym razem udało mu się przelecieć nad Dark Howl bez przeszkód, a Szczerbek ku jego zdziwieniu zachowywał się spokojnie. Poczuł falę emocji. Kto wie jakie kryły się tu gatunki smoków.. o ile jakiekolwiek tutaj jeszcze żyły...
     Jednak męczyło go coś jeszcze... jakieś dziwne przeczucie, że coś się wydarzy... jednak nie umiał wywnioskować czy coś pozytywnego czy też negatywnego...
      Gdy leciał zatopiony we mgle spojrzał w dół. Ledwo mógł dostrzec lasy Dark Forest, więc trudno było mu określić czy znalazł się już na terenie Spellness. Lecz nagle usłyszał wołania ludzi z dołu, a potem strzała przeleciała parę metrów od niego i jego smoczego kompana. Widocznie mieli tu aż za dobrze wyszkoloną straż graniczną. Po szybkiej analizie sytuacji stwierdził, że będzie musiał wybrać inną drogę.
      - Zwijamy się stąd, mordko powiedział i już chciał oddalić się w inną stronę, gdy wtem pośród chmur zauważył stworzenie o fioletowej barwie starającego się zachować w locie równowagę.

     Czkawka od razu rozpoznał, że był to smok którego już kiedyś dostrzegł zmierzającego w stronę Dragon Haven. Myślał że go już dawno zabili, lecz wyglądało na to, że się mylił. Chciał do niego podlecieć. Widocznie strzały kierowano właśnie do przerażonego zwierzęcia a nie do jego i Szczerbatka. Czkawka musiał mu pomóc.



      Lecz nim zdążył cokolwiek zrobić zwierze przeciągle zaryczało z bólu i tracąc równowagę zaczęło spadać kierując się ku dołowi. Chłopak natychmiast ruszył w pogoń za smokiem. Upadek z takiej wysokości mógł okazać się dla niego śmiertelny.
      Przedzierając się, więc przez kłębiaste chmury ze wszystkich swoich starań próbował uratować zwierze przed klęską... niestety było za późno. Stworzenie było zbyt ciężkie i zbyt szybko chyliło się ku dołowi aby cokolwiek zaradzić. Jedynym ratunkiem było mu pomóc po upadku i liczyć na to, że ranny nie będą głębokie.
      Po chwili tak jak spodziewał się Czkawka, smok upadł uderzając o konary drzew i łamiąc przy tym gałęzie. Smoczy jeździec wylądował niedaleko rannego zwierzęcia i już miał mu ruszyć na ratunek gdy wtem zauważył kogoś przy stworzeniu. Ukrył się za drzewem obserwując sytuacje.
      Do smoka zbliżyła się postać w pelerynie, po czym klęknęła przy nim. Czkawka po chwili obserwacji wywnioskował, że ową postacią jest dziewczyna... pochodząca najwyraźniej ze Spellness.
      Bez dłuższego zastanowienia, pod wpływem emocji, wyjął nóż zanim to przemyślał. Mimo, że zawsze był pokojowo nastawiony to Spellness odebrało zbyt dużo żyć niewinnym stworzeniom jakimi były smoki. Następca tronu Dragon Haven nie mógł pozwolić na koleją śmierć ... nie na jego oczach.
      Jednak dziewczyna zamiast użyć któregoś ze swoich czarów aby uśmiercić niewinne i ranne stworzenie zrozpaczona klęknęła przy nim i objęła jego smoczy łeb. Po jej alabastrowej twarzy polał się strumień łez.
      - Nevermore, wszystko będzie dobrze mówiła Zobaczysz.
      Czkawka widząc ten obraz niezmiernie się zdziwił. Na początku przepuszczał, że dziewczyna jest mieszkanką Spellness, lecz żaden z obywateli tej krainy spowitej cieniem by się tak nie zachował. Ludzie tego kraju nie posiadali nic prócz sczerniałych serc i mrocznych czarów których używali do siania rozpaczy i śmierci... czy aby się mylił? Czy istniała możliwość że ludzie ze Spellness naprawdę się zmienili? Czy istniał sposób aby zawrzeć pokój bez krwawej dogi wojny?
      Odrzucił od siebie te przemyślenia. Może i istniał sposób na załagodzenie sporu, lecz to teraz nie było najważniejsze. Teraz najistotniejsze było uchronienie rannego smoka od śmierci. Wyglądało na to, że tylko Czkawka posiadał wiedzę jak to zrobić...
 
 


***



  

     Raven, następczyni tronu Spellness, klęczała przy swej najukochańszej, rannej i najwyraźniej umierającej smoczycy. Nie mogła pozwolić jej umrzeć. Teraz potrzebowała jej jak nigdy... nie mogła odejść... nie mogła jej zostawić...
      Najgorsze, że Raven nie potrafiła nic zrobić. Strzała która wbiła się obok pachy wyrządzała Nevermore wielki ból, a czarnowłosa bała się, że może go tylko pogłębić. Jedyne co mogła zrobić to czekać, aż jej podopieczna odejdzie na tamten świat... Na myśl o tym jej serce zaczęło krwawić i pogrążać się w rozpaczy.
     Lecz nagle dziewczyna usłyszała za sobą dźwięk...

     Natychmiast się odwróciła. Spodziewała się straży i mimo swoich niskich zdolności magicznych zamierzała bronić swojej smoczycy... jednak ku jej zdziwieniu ujrzała w cieniu pojedynczą postać. Wciąż nie miała pewności, że to nie ktoś ze straży dlatego zachowała ostrożność.

    - Kim jesteś? - spytała oschle bez jakichkolwiek uczuć w głosie.

    Postać nie odpowiedziała co jeszcze bardziej zaniepokoiło dziewczynę. Wytężyła wzrok i nie wierząc swoim oczom dostrzegła, że w cieniu przebywa również druga postać przypominająca smoka... Nie wiedziała czy powinna wierzyć wzrokowi. Wydawało jej się, że stworzenia te już dawno wymarły w Spellness. Jej podopieczna była wyjątkiem, ponieważ specjalnie zawsze przylatywała dla Raven. Jednak co bardziej zdziwiło dziewczynę postać z którą miała do czynienia była smoczym jeźdźcem a to oznaczało tylko jedno...
     Dragon Haven.
      Nie miała pojęcia co tutaj mógł robić obywatel z tej smoczej krainy, lecz dla Raven mógł się okazać teraz bardzo przydatny. Podobno ludzie z Dragon Haven umieli wyleczyć większość smoczych ran, a to oznaczało by, że Raven nie musiała by oddawać Nevermore w objęcia śmierci.
     Chciała zagadnąć do nieznajomego, lecz on ją wyprzedził i wraz ze swoim towarzyszem, czarnym smokiem o opływowym kształcie i czarnej pręgowanej skórze. Stworzenie widząc czarnowłosą przekrzywiło na bok głowę i otworzyło szerzej swoje ślepia.
     Zdezorientowana dziewczyna natomiast spojrzała w oczy nieznajomego, a świat nagle zamarł. Jej oczy lśniły fioletem i krył się w nich strach, niewinność ale i też siła będąca w stanie osiągnąć wszystko. Jego oczy zdobiła oliwkowa barwa, zbliżona nawet do szmaragdu. Raven zobaczyła w nich przede wszystkim troskę, ciekawość i odrobinę szaleństwa. Gdy te oby dwa spojrzenia się spotkały doszło do czegoś co wkrótce miało zmienić świat. Coś o czym oni nawet nie wiedzieli, lecz to ''coś'' wkrótce miało zmienić wszystko. Jednak trwało to tylko niemal ułamek sekundy i rzeczywiście oby dwoje mogli by przyznać, że w przez ten krótki czas ujrzeli niemal swój przyszły los. Lecz wizja ta tak samo jak szybko przyszła tak szybko odeszła. Ta sytuacja wydała się dla oby dwojga dosyć dziwna, być może dlatego że doświadczyli takie odczucie pierwszy raz w życiu. A może dlatego że wkrótce mieli doświadczyć oby dwoje coś znacznie innego...
     - Nie martw się, pomogę ci odezwał się po chwili smoczy jeździec.
     - Czyżby? - spytała ze zwątpieniem czarnowłosa.
     - Zaufaj mi.
     Ich rozmowę (o ile zaledwie parę słów i spojrzenia wydawające się trwać wieczność można nazwać dialogiem) przerwała Nevermore wydawając przeciągły ryk świadczący o bólu. Raven klęknęła przy smoczycy i objęła jej łeb. W smoczych oczach dostrzegła niewyobrażalny ból i strach. Patrząc w nie poczuła niemal to samo w sercu.
     Chłopak również podszedł, a smok który mu towarzyszył położył na trawę obok rannej smoczycy skórzaną torbę ze znakiem Dragon Haven którą nosił u swego boku.
     - Dzięki, mordko odparł Czkawka do Szczerbatka i klękając przy Nevermore zaczął przeszukiwać zawartość torby.
     Zdezorientowana Raven na chwilę odwróciła wzrok od swojej biednej podopiecznej i skierowała go na nieznajomego.
     - Co zamierzasz zrobić? - spytała marszcząc brwi.
     - Chyba nie myślałaś, że pozwolę umrzeć temu smokowi odparł nie przestawając wyjmować różne rzeczy z torby i kłaść je obok Rana nie jest zbyt głęboka, a przynajmniej tak mi się wydaje...
     Raven zmrużyła oczy ze zdziwienia. W jej sercu zapłonęła nadzieja.
     - Potrafisz... potrafisz ją wyleczyć?
     - Nie wiem. Nie znam tego gatunku ani nawet klasy do której należy, a każdy smok jest wyjątkowy.
     Czarnowłosa chciała w jednej chwili ulec emocjom i wybuchnąć płaczem, lecz wiedziała że dla Nevermore musi pozostać twarda. Spojrzała na nieznajomego i w tym momencie ich oczy znowu się spotkały.
     - Proszę, obiecaj mi że zrobisz co się da żeby ją uratować.
      Chłopak spuścił na chwilę wzrok. Dziewczynie wydawało się, że ma wątpliwości lecz potem znów spojrzał na nią.
      - Obiecuje odparł po chwili i przystąpił do działania.
       Poprosił jeszcze Raven żeby się cofnęła, na co dziewczyna zgodziła się z wielką nie chęcią. Umiejętnie z wielką precyzją obiema rękami złapał za promień wbitej strzały i szybko ją wyciągnął. Nevermore zaryczała z bólu a jej rana zaczęła krwawić. Czkawka jednak pospiesznie przyłożył do zranionego miejsca zwilżoną jakimś specyfikiem (którego czarnowłosa nie umiała by w życiu rozpoznać) szmatkę. Smoczyca upuściła głowę na ziemię i zamknęła oczy. Raven nawet już nie wiedziała czy to z bólu, czy z ulgi.


     Jednak przez ten cały czas kiedy Czkawka starał się ratować jej podopieczną, bacznie dziewczyna przyglądała się nieznajomemu jak by chciała zapamiętać dokładnie każdą rysę jego twarzy. Co prawda miał burzę brązowych włosów i liczne piegi, lecz gdy by nie dramatyczna sytuacja w której się znalazła śmiało mogłaby stwierdzić, że miał w sobie coś co wstrzymywało oddech przyszłej władczyni Spellness.
     - Jad Wrzeńca odparł w końcu Czkawka widząc zmartwioną minę swojej towarzyszki Posiada leczące właściwości, chociaż naprawdę trudno go zdobyć.
     Czarnowłosa usiadła ponownie na swoje stare miejsce u boku rannej smoczycy. Teraz kiedy tak jej podopieczna leżała bezbronnie dziewczyna uświadomiła sobie ile dla niej znaczy. Tak mało brakowało aby ją straciła... a jednak tak się nie stało i to za sprawą tego nieznajomego smoczego jeźdźcy który pojawił się nie wiadomo skąd. Chyba była mu winna podziękowania, lecz powstrzymała się z nimi.
     - Wydobrzeje? spytała zmartwiona córka Złej Królowej. Oboje wpatrywali się w zmęczoną smoczycę która najwidoczniej oddała się w objęcia Orfeusza i zasnęła.
     - Raczej tak, ale musi trochę odpocząć. Zaprowadź ją lepiej do... właściwie skąd pochodzisz?
     - Ja? No ten... - zacięła się Raven nie za bardzo wiedząc co odpowiedzieć Mieszkam w okolicy.
      - Razem ze smokiem? - oczy Czkawki otwarły się szerzej. Wciąż miał nadzieje, że mieszkańcy Spellness zgodzili by się na pokój z Dragon Haven... i zaprzestali by zabijanie smoków.
     - No właściwie... to trochę skomplikowane. Tak czy inaczej nie mam za bardzo gdzie jej zabrać.
     Chłopak chciał odpowiedzieć, lecz zamilkł gdy z oddali dobiegły do ich uszu krzyki strażników. Raven poczuła panikę. Nevermore była ranna więc nie była w stanie uciekać, a oni wciąż się zbliżali z tego co słyszała.
     Spostrzegła wtedy, że smoczy jeźdźca którego poznała wsiada na swojego smoka i szykuje się aby wzbić się w powietrze. Czarnowłosa poczuła, że ogarnia ją złość... nie... czuła, że ogarnia ją fala wściekłości.
     - Uciekasz?! - krzyknęła oburzona, lecz nie dostała odpowiedzi, ponieważ chłopak był już wysoko w górze.
     Spodziewała się, że swój lot chłopak skieruje w stronę Dragon Haven, bo za pewno tam mieszkał. Jednak ku jej zdziwieniu smoczy jeździec podleciał do miejsca skąd dochodziły krzyki strażników. Jego czarny niczym noc smok zaczął strzelać błyskawicami na co strażnicy odpowiedzieli falą strzał a potem czarami. Smok jednak razem z jeźdźcem bez większego trudu omijali pociski i zadawali kolejne ataki. Po siedmiu strzałach w błyskawicznym tempie wzbili się jeszcze wyżej w powietrze i skierowali w przeciwnym kierunku od miejsca w którym znajdowała się Raven razem z Nevermore.
      Dziewczyna wytężyła słuch. Usłyszała krzyki strażników lecz coraz to cichsze jak by się oddalali... wkrótce nic prócz szumu jaki wydawał obsiany tajemnicą las Dark Howl nie usłyszała. Strażnicy najwyraźniej odeszli.


     Nagle od nadmiaru emocji zakręciło jej się w głowie aż stwierdziła, że musi usiąść na pobliskim głazie porośniętym zewsząd mchem. Podsumowując w ciągu niecałej godziny pokłóciła się z ojcem, uciekła z domu, jej smoczyca była bliska śmierci raniona przez goniących ją strażników, nieznajomy smoczy jeździec zawrócił jej w głowie zielonymi oczami, a potem uratował ranną Nevermore. Jak by tego było mało znów zawrócił jej w głowie i jeszcze poświęcając swoje i swojego smoka bezpieczeństwo odwrócił uwagę strażników, a ona nawet nie znała jego imienia...

Rosewaness Studios






 

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 7

    Nadszedł wreszcie długo wyczekiwany w Dark Howl dzień. Dzień Ceremonii Przejścia. Gdy noc okryła swym mrocznym płaszczem królestwo a srebrzysto-biały księżyc świecił w pełni na niebie, mieszkańcy wilczego królestwa  poczęli zbierać się pod leśnym ołtarzem.


    Królewska para wraz z córką również była w drodze. Jechali w swej rzeźbionej drewnianej karocy zaprzężonej w dwa czarne rumaki, poprzez kręte leśne ścieżki.
   Wokół panowała wyjątkowa aura, przepełniona magią tej niezwykłej nocy. Pełnia księżyca powodowała że w wyglądzie mieszkańców królestwa wilków zachodziły niezwykłe zmiany. U każdego wyglądały one nieco inaczej, lecz w każdym przypadku nadawały one dzikiego, lekko zwierzęcego a zarazem niesamowitego wyglądu.
   Także wygląd młodej księżniczki uległ zmianie. Jej brązowe dotychczas włosy, stały się srebrzysto-białe, a jej szare oczy zapłonęły jaskrawo-żółtym odcieniem. Wyglądała tak pięknie że ciężko było oderwać od niej wzrok, lecz mimo to na jej wilczej twarzy jawił się smutek. Siedziała w karocy z założonymi rękoma i wpatrywała się w czubki swych bogato zdobionych kozaków.
   Tej nocy jej życie miało się kolosalnie odmienić. Kończyła osiemnaście lat a rodzice mimo jej oporu wydawali  ją za mąż. Wizja przyszłości u boku niekochanego mężczyzny przerażała dziewczynę i napełniała smutkiem jej dzikie serce.

    Nie minęło pół godziny gdy znaleźli się na miejscu. Wszystko było już gotowe. Stary drewniany ołtarz, który pamiętał jeszcze czasy przodków stał po środku wzniesienia, na polanie. Wokół niego jaskrawym światłem płonęły pochodnie. Za nim, na drewnianym podwyższeniu stały cztery trony. Dwa po środku były większe, a dwa zewnętrzne nieco mniejsze lecz tak samo, drogocenne ozdobione. Nad nimi rozpostarty był daszek z czerwonego, pozłacanego gdzieniegdzie materiału. Polana wypełniona była mieszkańcami wilczego królestwa którzy ze zniecierpliwieniem oczekiwali przybycia rodziny królewskiej.
Gdy dotarli na miejsce karocę zaparkowano przy czerwonym dywanie prowadzącym do stup ołtarza. W mgnieniu oka podeszli do niej dwaj słudzy w odświętnych ubraniach i otworzyli drzwi.
Na ten sygnał zaczęto rytmicznie uderzać w bębny ze zwierzęcej skóry. Królewska para chwyciła się za ręce i dumnie udała się w stronę ołtarza. Cerise siedziała jeszcze w karocy cała drżąc. Serce waliło jej tak mocno że nie słyszała nawet swych myśli.
   -Teraz moja kolej - szepnęła do siebie. Zacisnęła zęby, podniosła się z siedziska i wyszła z karocy. Gdy ujrzał ją zgromadzony lud, mieszkańcy Dark Howl poczęli podnosić swe głowy ku tarczy księżyca i głośno wyć.
  Królewska para doszła do stup ołtarza po czym rozeszła się w dwie strony, obeszła ołtarz i zajęła miejsca na dwóch "większych" tronach. Idąca za nimi Cerise zatrzymała się u stup ołtarza. W tej samej chwili z lewej strony podszedł do niej tajemniczy, królewsko wręcz odziany wilkołak.
 "To pewnie on ma być mym mężem"- pomyślała dziewczyna i wbiła spojrzenie w ziemię. Była tak zestresowana że bała się nawet spojrzeć  mu w twarz. Stali tak we dwoje przez jakiś czas dopóki na ołtarzu nie pojawił się kapłan. Był to stary już wilkołak, z długą siwą brodą, ubrany w długą czarno-brązową pelerynę, której kaptur przysłaniał jego oczy. W prawej dłoni trzymał drewnianą laskę z której czubka zwisały pióra, kilka drobnych czaszek i tykwa.
Staną na froncie ołtarza i uniósł swe pomarszczone ręce ku górze. Bębny zagrzmiały jeszcze ostatni raz lecz tym razem ze zdwojoną siłą po czym wszyscy umilkli.
   - Towarzysze! - odezwał się donośnym głosem - W tym wyjątkowym dla nas, wilkołaków dniu zebraliśmy się na tej leśnej polanie by zwyczajem naszych praprzodków uczcić osiemnaste urodziny naszej ukochanej księżniczki Cerise!
    Gdy zgromadzeni usłyszeli imię Wilczycy poczęli radośnie wyć, krzyczeć, klaskać. Starzec uciszył ich przez uniesienie rąk i ponownie zabrał głos.
   - Tegoroczna Ceremonia ma dla nas jednak jeszcze jedno ważne oblicze! -mówił- Decyzją Władców naszego czcigodnego królestwa Młoda Księżniczka Cerise Zostanie wydana za mąż za obecnego wśród nas Lorda Kiliana!
Powiedziawszy to starzec wskazał ręką na mężczyznę stojącego obok Cerise. Lud znowu zabrał głos pokrzykując i klaszcząc.
    - Kilianie! - powiedział głośno starzec - Czy zgadzasz się by ta oto wilczyca towarzyszyła Ci przez całe twe życie i by w miłości oraz  wierności sprawowała władzę u twego boku jak twa żona?
     -Tak - odpowiedział dumnie wilkołak.
   - Cerise! - zwrócił się do dziewczyny donośnym głosem - Czy zgadzasz się by ten oto wilkołak towarzyszył Ci przez całe twe życie i by w miłości oraz wierności, opiekując się tobą  pomagał Ci sprawować władzę jako twój mąż? - zapytał kapłan.
  Na te słowa dziewczyna wzięła głęboki oddech podniosła głowę i po raz pierwszy ośmieliła się spojrzeć w oczy swego przyszłego męża.
 Ten widok całkowicie ją zszokował. Oto stał obok niej ten sam mężczyzna którego wtedy tak nieprzychylnie potraktowała na zamku. "Ooo Nie!"- pomyślała z przerażeniem. Poczuła jak nogi zaczynają się jej chwiać. Zaczęła głęboko oddychać w obawie przed utratą przytomności.
   - Cerise? - zapytał donośnym głosem kapłan.
Dziewczyna milczała nadal w osłupieniu.
   - Ehm... Cerise - szepnął cichutko Kilian szturchając ją delikatnie.
Dziewczyna drżąc z przerażenia jeszcze raz spojrzała na niego. Nic do niego nie czuła i nie chciała związać się z nim na całe życie, lecz wiedziała że od jednego słowa które miała wypowiedzieć zależały losy jej królestwa. Była rozdarta między szczęściem i prawdziwą miłością a dobrocią swego ludu. Obróciła delikatnie głowę i podniosła ją ku górze. Spojrzała na księżyc, wzięła głęboki wdech i przeniosła swój wzrok na twarz stojącego obok niej wilkołaka.
   - NIE! - powiedziała głośno.
  Na te słowa wśród zgromadzonych zapanowała ogólna dekonspiracja. Zaczęto szeptać do siebie i z niedowierzaniem spoglądać na księżniczkę. Widzą to Cerise rozpłakała się. Zakryła oczy rękoma i mijając osłupiałego lorda pobiegła w stronę lasu. Goniła co sił w nogach byle tylko znaleźć się jak najdalej od tego wszystkiego. Przedzierając się przez leśną gęstwinę  raz po raz obracała się za siebie by upewnić się że nikt nie udał się za nią.

   Po jakimś czasie znalazła się u granic Silverfall. Czuła się bezpiecznie bo wiedziała że nikt jej tu nie odnajdzie. Zwolniła kroku i podeszła do brzegu jeziora. Usiadła na sporym kamieniu który wcinał się w brzeg zbiornika, pochyliła się nad gładką taflą jeziora i poczęła wpatrywać się w swe zalane łzami oblicze. Miała ogromne wątpliwości czy podjęła właściwą decyzję. Odnosiła wrażenie że tym co zrobiła zawiodła swoich rodziców i swój lud lecz czuła że nie mogła inaczej. Serce nie pozwalało jej się zgodzić.
 "Co teraz będzie? - myślała zrozpaczona - "Jak pokaże się rodzicom? Dworzanom? Moze nie powinnam była... ale... ja... nie mogłam inaczej"
     Powiew chłodnego wiatru przerwał rozmyślania wilczycy. Otarła łzy i spojrzała przed siebie. Nagle jej oczom ukazał się widok którego nikt nigdy nie spodziewał by się w tej części Endless Dream. Oto tafla jeziora przy którym siedziała poczęła zamarzać. Cerise poczuła się nieswojo. Zerwawszy się na równe nogi  zaczęła rozglądać się po okolicy.
    - Jest tu kto?! - zapytała donośnym głosem, lecz nie uzyskała odpowiedzi.
    - Halo?-odezwała się ponownie.
 Wciąż bez skutku. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w tył i schowała się w mrocznym gąszczu. Postanowiła że zbada tę tajemniczą sprawę. Pochylona, na ugiętych nogach zaczęła obchodzić jezioro. Stąpała powoli i bezszelestnie ciągle rozglądając się. Gdy dotarła na drugi koniec jeziora, jej uwagę przykuł niecodzienny widok. Na starej pochylonej wierzbie siedziała zakapturzona postać. Była ubrana w niebieską, pozamarzaną gdzieniegdzie bluzę i brązowe spodnie sięgające do połowy łydki. W prawej ręce trzymała zakrzywiony drewniany kij którym raz po raz dotykała zamarzniętej tafli jeziora, rysując na niej lodowe wzory.
     - Frosty Tear - szepnęła z nienawiścią dziewczyna.
 Zmrużyła oczy i na ugiętych nogach zrobiła krok do tyłu szykując się do skoku. Z dzikim warknięciem wypadła z chaszczy jak strzała i zepchnęła nieznajomego z drzewa. Przeturlali się razem kilka metrów po czym dziewczyna z całych sił przygwoździła go do lodu.
   - Co ty tu robisz?! - warknęła z  wściekłością. Zaskoczony chłopak nic nie odpowiadał, wpatrywał się tylko w twarz dziewczyny. Cerise spojrzała prosto w jego szeroko otwarte niebieskie oczy. Mieniły się tak pięknie w srebrzystym świetle księżyca że ciężko było jej od nich oderwać wzrok. Trwała tak przez chwilę jak zahipnotyzowana nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa.
  Nagle chłopak poruszył się i zrzucając z siebie wilczyce przykuł ją do zamarzniętej tafli jeziora.
   - A ty? Co tu robisz?- zapytał z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Dziewczyna wyrwana z transu wyszczerzyła zęby.
    - To samo co ty!- warknęła. Szybkim ruchem uwolniła się od nieznajomego wstała i pobiegła przed siebie po zamarzniętym zbiorniku. Chłopka również wstał i w milczeniu patrzył na uciekającą piękność. 
Po krótkim czasie, dziewczyna czując że nie jest ścigana zatrzymała się kilkanaście metrów przed drugim brzegiem jeziora. Wzięła głęboki oddech dumnie uniosła głowę do góry i obróciła się w stronę nieznajomego. Stali tak przez jakiś w milczeniu patrząc na siebie. 
  Nagle Cerise usłyszała głośny trzask. Oderwała oczy od chłopaka i spojrzała pod nogi. Z przerażeniem stwierdziła że lód na którym stoi zaczyna pękać. Nie zdążyła nawet krzyknąć gdy w mgnieniu oka znalazła się pod wodą.


Szamotała się bezwładnie zaplątana w swój długi krwisto czerwony płaszcz ciągle opadając w dół. Woda nalewała się jej do ust i nosa a jej niska temperatura paraliżowała mięśnie dziewczyny. Po krótkiej chwili zaczęły opuszczać ją siły.  Poczuła że odpływa gdzieś w zaświaty. Obraz przed jej oczyma coraz bardziej się rozmazywał aż wreszcie całkowicie znikł.


   - Hej Młoda! Ocknij się!- odezwał się tajemniczy głos.
Cerise otworzyła oczy i spojrzała przed siebie. Nieznajomy trzymał ją na rękach i uśmiechał się do niej. Dziewczyna zerwała się na równe nogi.
  - Zostaw mnie!- krzyknęła.
  - Okey- odpowiedział spokojnie chłopak - W sumie mogłem Cię również zostawić w tej wodzie tylko wiesz... w tedy to byśmy sobie już tak nie pogadali.
Dziewczyna milczała wyciskając wodę ze swych srebrzysto białych włosów. Chłopak uśmiechał się do niej.
  - Nie ma za co!- powiedział.
 - Ehhhmm...- chrząknęła dziewczyna- Dziękuję. Moja rodzina Ci to wynagrodzi w złocie- powiedziała dumnie.
  - Złocie?!- zapytał z jeszcze większym uśmiechem na twarzy.
  - Tak. W złocie.- odpowiedziała niegrzecznie dziewczyna.
 - Złota Ci u mnie dostatek... Jestem Jack Frost- rzekł z dumą chłopak wyciągając prawą dłoń w stronę dziewczyny - Syn króla Arthasa i przyszły władca Frosry Tear.
  - Miło mi...Cerise Wolf przyszła królowa Dark Howl- odpowiedziała krótko dziewczyna podając mu rękę.
  - Eej!- krzykną Jack- Skoro jesteś "księżniczką" to czy ty przypadkiem nie powinnaś siedzieć na tej... em... jak to się nazywa "Ceremonii..."? Bo z tego Co mi wiadomo to wy wilkołaki macie te swoje dziwne "zloty" w każdą pełnie księżyca...
-Powinnam.
  - Więc? Czego Cię tam nie ma?
  - Nie twoja sprawa. Nie interesuj się.
  -Eeej spokojnie... tylko się zapytałem.
  - A ty? Hmm? Czemu nie siedzisz na zamku co?
  - Bo uciekłem- odrzekł z uśmiechem chłopak wzruszając ramionami.
 - Eh... skąd to znam...- odpowiedziała dziewczyna- też nie raz uciekam... czasami to mam już tego wszystkiego po dziurki w nosie
 - Taak... Ciągle tylko patrzą żeby zrobić z Ciebie wspaniałego idealnego władcę i nie zwracają uwagi na twoje uczucia, potrzeby...- wyliczał chłopak.-Wiesz... mażę sobie nieraz  jak by to było być...
 - Wolnym- powiedzieli równocześnie po czym obydwoje uśmiechnęli się do siebie.
 - Zawsze marzyłam o wolności...- odezwała się po chwili ciszy Cerise- śniłam jak by to było gdybym mogła mieszkać gdzieś daleko z tąd, mieć wielu przyjaciół, i nie martwić się odpowiedzialnością za wszystko. Ach... gdybym tylko mogła sama o sobie decydować...
 - Taaa- westchną Jack- Jak widać mamy ze sobą wiele wspólnego.
 - No...- przytaknęła dziewczyna.
     W pewnej chwili coś poruszyło się w krzakach. Chłopak zerwał się na równe nogi i uniósł swą lodową laskę ku górze. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w tył. Oboje zetknęli się plecami i poczęli bacznie obserwować okolicę. Nagle z krzaków wyłoniły się trzy postaci. Cerise od razu rozpoznała w nich ojca i królewską straż.
 - Eee... Tato?- spytała zaskoczona- Ja... ja... ja Przepraszam Cię ale...
 - Zamilcz- powiedział twardo ojciec po czym zaczął bacznie przyglądać się towarzyszowi dziewczyny.
 - Czy mnie oczy nie mylą?- rzekł po chwili- Jack Frost? Książę Frosty Tear?
 - Taaaaak- opowiedział zdezorientowany chłopak.
 - A czy ty przypadkiem nie powinieneś być na zamku? W SWOIM królestwie?- wypytywał dociekliwie władca.
 - Tak... to znaczy nie! Nie...
 - Dość tego. Moi ludzie odstawią się do twego pałacu.-powiedział król po czym spojrzał na Cerise.
 - A z tobą młoda damo porozmawiam za zamku!
                                                                                                             Toralei Stripe

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 6


     Stukot wysokich obcasów Raven rozbrzmiewał po  spowitym cieniem korytarzu kiedy stawiała kroki na kamiennej posadzce. Zewsząd otaczał ją mrok i chłód który zmrażał ją do kości, i sprawiał że jej ciało przechodziła fala dreszczy.
     Dom.
     Tak właśnie Raven miała nazywać miejsce w którym mimo że spędziła tyle lat to wciąż wydawało jej się całkowite obce. Nawet w swoim pokoju czuła się nieswojo, mimo że powinna czuć się tam bezpiecznie i komfortowo. Ale tak nie było...
     Idąc korytarzem myślała o swojej wczorajszej rozmowie z Cerise. Nie mogła uwierzyć, że wkrótce jej (siedemnastoletnia!) przyjaciółka miała wyjść za mąż. To był absurd! Wydawało jej się to niedorzeczne lecz wolała nie dyskutować o prawach Dark Howl. Raven w sumie nigdy nie zastanawiała się jak by to z nią było. Matka jej zawsze powtarzała, że małżeństwo to tylko transakcja i że silnej i niezależnej kobiecie nie robi żadnych zmian.
      Mawiała też, że miłość to słabość...
     Dlatego Raven jak na razie nie myślała o tym poważnie. Najpierw chciała odkryć siebie... kim jest... odkryć swoje przeznaczenie.
     Przemyślenia przyszłej królowej cienia przerwała jedna z dam dworu, Madam Ursula. Zezłoszczona służka nagle stanęła na drodze Raven co przyprawiło ją o ciarki. Przerażona wydała pisk.
     - Ursulo – odparła zaskoczona czarnowłosa - Błagam cię. Nie strasz mnie tak!
     Twarz damy dworu pozostała niewzruszona. Miała suknie w odcieniu czerwonego wina, sięgającą niemal do ziemi, ściśniętą w tali gorsetem. Brązowe włosy, w których lśniły srebrne pasma świadczące o starości, dama dworu spięła wysoko do góry w wytwornego koka. Wyglądała bardzo dostojnie, a zarazem surowo.
     - Muszę z tobą porozmawiać – rzuciła oschle.
     -... wasza wysokość – dokończyła Raven.
     Szczerze dziewczyna nienawidziła kiedy ktoś się do niej tak zwracał. Sama nazwa ''księżniczka'' kojarzyła jej się źle. Lecz matka zawsze jej przypominała żeby nie pozwalała innym (lub jak też Zła Królowa mówiła ''plebsowi'') aby traktowali ją jak jakąś pospolitą mieszczankę z prostego ludu. Słowa matki były dla Raven absolutną świętością.
     - Tak czy inaczej... wasza wysokość – mówiła dalej z podniesionym głosem Ursula - Przyszłam ostrzec ciebie. Mam dosyć tego jak wciąż opuszczasz lekcje. W ciągu ostatnich dwóch tygodni pojawiłaś się tylko parę razy, nie wspominając, że twoje umiejętności magiczne wciąż stoją w miejscu... co by sobie pomyśleli poddani gdy by się dowiedzieli że ich przyszła królowa nawet nie próbuje wywiązać się z obowiązku, mając problemy z magią.
     - Ehkm.. pomyśleli by że jesteś złą nauczycielką?
     Twarz Ursuli zgorzkniała. Może Raven nie powinna tak odnosić się do swojej nauczycielki... przecież nie chciała nikogo urazić, nawet jeśli tą osobą była jedna z najsurowszych dam dworu.
     Madam Ursula jednak zamiast nakrzyczeć na czarnowłosą i wyzwać ją jak zawsze, że nigdy nie będzie jak jej matka wyprostowała się tylko dumnie.
     - No trudno.. może ze swoim ojcem inaczej porozmawiasz.
     Twarz Raven nagle spoważniała, a jej fioletowe oczy otwarły się szczerzej.
     - Chyba mu nie powiesz... - wydukała zdenerwowana dziewczyna
     - No cóż... już powiedziałam – odparła z satysfakcją Ursula, z lekkim i złowieszczym uśmiechem  – Dlatego tu jestem. Ojciec chce się z tobą widzieć... natychmiast. Życzę miłej pogawędki, wasza wysokość.
     Z tymi słowami dama dworu z uniesioną odwróciła się i po chwili skręcając w jeden z korytarzy, rozpłynęła się w mroku.
      Raven czuła jak serce podchodzi jej do gardła. Bardzo rzadko rozmawiała z ojcem... nawet bardzo. A teraz on... on chciał z nią rozmawiać w sprawie jej nauki. Nie było trzeba ukrywać, że córka Złej Królowej nie należała do pilnych uczennic, uważnie studiujących magię. Powód był prosty... potrafiła używać tylko ''złych zaklęć'', a one niczemu nie służyły... przynajmniej czarnowłosej.
      Z ciężkim sercem ruszyła w stronę komnaty Króla Spellness. Wolała mieć już to za sobą, Może ojciec potraktuje ją łagodnie... może.
      Myśli targały jej rozum, a nerwy sprawiały że ból brzucha nie dawał jej spokoju. Zawsze tak się działo przed rozmową z ojcem. Dlatego kiedy tylko stanęła przed masywnym drzwiami wykonanymi z hebanu serce niemal podeszło jej do gardła. Z duszą na ramieniu, wielką kołatką wykonaną z mosiądzu, o najróżniejszych zdobieniach zapukała do drzwi trzy razy. Wiedziała, że nie musi czekać na odpowiedź. Wstrzymując oddech pchnęła drzwi i weszła do środka po czym ostrożnie je zamknęła.
     Komnata Króla Spellness była zewsząd spowita w mroku, oświetlana światłem księżyca wpadającym przez nie czyszczone latami okna. Jednak Raven i tak doskonale wiedziała jak wygląda komnata mimo panującej ciemności. U boku stało łoże z bordowym, aksamitnym baldachimem. Na wskroś od niego, przy jednym z okien, stało rzeźbione w drogocennym hebanie podłużne biurko . Piętrzyły się na nim sterty papierzysk i ksiąg oprawionych w stare, przetarte skóry. Na ścianach wisiały oprawione w zdobione i drogocenne ramy obrazy. Niektóre z nich przedstawiły parę królewską składającej się ze Złej Królowej i Króla Spellness. Po zakurzonej podłodze walały się poprzewracane taborety i materiały, czarnowłosa rozpoznała nawet pozrywane zasłony. Nie zdziwiła się jednak. Jej ojciec był dosyć porywczy i często gdy słyszał o małych starciach jego wojsk z innymi królestwami wpadał w furie. Jego ruchy nigdy nie były spodziewane, dlatego wszystkich tak opętywał strach gdy znaleźli się w jego obecności...
      - Raven – odparł starzec gdy tylko ze swego miejsca dostrzegł dziewczynę – Moja córka... podejdź proszę do okna. Chcę ci się przyjrzeć.
      Czarnowłosa posłusznie zbliżyła się do jednego z okien i stanęła tyłem do niego. Wiedziała po co. Ojciec zawsze ją prosił żeby to zrobiła. Chciał sprawdzić, czy jest z wyglądu podobna wystarczająco do swojej matki.
      - Moja córka – odparł w końcu łagodnym tonem – Tak piękna... powiedz mi dziecko, ile to już masz lat?
     - Osiemnaście, ojcze – odpowiedziała według polecenia Raven
     - Nawet w odpowiednim wieku. Wiesz, że twoja matka miała tyle lat kiedy objęła panowanie?
     Serce Raven zamarło. Nie była gotowa pod żadnym pozorem zostać władczynią. Czuła, że nie jest wystarczająco dojrzała aby zarządzać królestwem, chociaż prawo już dopuszczało ją do korony...
    - Tak.. znaczy nie. Nie wiedziałam – wydukała. Starała się żeby jej głos brzmiał naturalnie lecz przychodziło jej to z niezwykłą trudnością.
      - Jednak – kontynuował ojciec, jednak jego ton przybrał surową cechę – twoja matka była nie dojść, że dojrzała to i też świetnie przygotowana aby zostać królową. O tobie tego nie mogę powiedzieć. Opuszczasz ważne dla ciebie zajęcia, a na dodatek ignorujesz jeszcze swoją nauczycielkę! Co by pomyślała twoja matka, Raven? Pragnęła żebyś była najlepsza, a jak na razie ją tylko zawodzisz.
    - Przepraszam - wyszeptała zmartwiona dziewczyna.
     Po alabastrowym policzku czarnowłosej potoczyła się perlista łza. Czuła, że cała drży. Ojciec zawsze wiedział jak wzbudzić w niej poczucie winy.
      Przez mamę.
      Mimo tych wszystkich lat zarówno ona jak i Król kochali bardzo Złą Królową. Nie chcieli ją za wszelką cenę zawieść. Chcieli poczuć że była by z nich dumna. Raven tak bardzo chciała. I wiedziała, że musi ponieść tego karę. Lecz to co powiedział ojciec rozdarło jej serce.
      - Chciałbym... chciałbym abyś zaprzestała swą grę na fortepianie. Uważam że jest to zbędne, a czas który na to poświęcasz przeznaczysz na nadrobienie lekcji.
      - Ojcze, błagam... nie...
      - Tak będzie dla ciebie lepiej... dla nas wszystkich. Twoja matka...
      - Mama mówiła, ze lubi kiedy gram! - krzyknęła rozwścieczona Raven i wybiegła z komnaty nie zwracając uwagi na ojca.
      Zabrano jej prawo do wychodzenia z zamku, zabrano jej prawo o decydowania jej o jej życiu, przyszłości a teraz zabrano jej coś co działało jak ukojenie na jej osamotnione serce. Czuła, że nic jej już nie wolno. Całkiem jakby była ptakiem któremu nie dość, że podcięli kruczoczarne skrzydła, to jeszcze zamknęli w klatce. Chciała uciec. Uwolnić się.
      Skierowała się w stronę głównego wyjścia. Nie miała czasu na na błąkanie się po tajemnych korytarzach. W takim stanie na pewno by się zgubiła. Zresztą nic poza tym aby jak najszybciej znalazła się poza murami zamku Spellness już się dla niej nie liczyło.
      Biegnącym głównym korytarzem wypadła na dziedziniec. Nie zauważyła nawet kiedy strażnicy zaczęli za nią wołać, a potem ją gonić. Bez zastanowienia wpadła w gąszcz lasu, nie wiedząc, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo kiedy powróci do zamku...
Rosewaness Studios

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 5

     Na zamku w Dark Howl rozpoczął się kolejny dzień przygotowań do Wielkiej Ceremonii Przejścia. W pałacowych korytarzach panowała radosna krzątanina. Zabiegana służba stroiła pałac i leśny ołtarz, kucharze przygotowywali wykwintne dania na królewską ucztę, a damy dworskie pomagały parze królewskiej w przygotowywaniu zaproszeń na tę wielką uroczystość.
      Młoda księżniczka Cerise siedziała samotnie w ogromnej królewskiej jadalni. Wokół panowała przenikliwa cisza. Wilczyca podpierała się jedna ręką i praktycznie bez ruchu wpatrywała się w wielki stek z dziczyzny który leżał na jej talerzu. Trącała go delikatnie pozłacanym widelcem. Była tak zamyślona, że nie zauważyła nawet służącej która właśnie weszła do jadalni.
     - Panno Cerise! - odezwała się radosnym głosem.
     Dziewczyna nie zareagowała. Kobieta podeszła bliżej.
     - Moja księżniczko! - odezwała się ponownie
     Dziewczyna podniosła głowę jak by wyrwana ze snu.
     - Co się stało, Gwen? - spytała.
     - Królowa kazała przekazać, że krawcowe zjawiły i oczekują cię wraz z nią w twej komnacie.
     - A... tak... - odpowiedziała po chwili namysłu dziewczyna - Zaraz tam przyjdę.
     Księżniczka pochyliła głowę nad zimnym już stekiem. Odkroiła kawałek i już miała go wziąć do ust gdy nagle usłyszała głos swej matki wchodzącej do jadalni. Królowa ubrana była w długą czerwoną suknię, ze złoto-czarnym gorsetem i bufiastymi rękawami sięgającymi aż do jej łokci. Jej kręcone brązowe włosy upięte były w spory brązowy kok a  kilka  loków zwisało swobodnie ze skroni monarchini. Na jej szlachetnej twarzy widać było wyraźnie niezadowolenie.
     - Cerise! - zawołała donośnym głosem.
     Dziewczyna poderwała się z drewnianego krzesła.
     - Tak matko?
     Królowa spojrzała na służącą która stałą obok z pochyloną głową.
     - Gwen! Kazałam Ci przekazać jej że ma przyjść! - rzekła ostro władczyni.
     - Ależ moja pani - wydusiła z siebie służka- to właśnie zrobiłam.
     - Cerise? Czy to prawda?
     - Tak, matko...
     - Oh! Cóż za niesubordynacja! - mówiła z oburzeniem Królowa - Krawcowe wiecznie czekać nie będą! Przyjechały do nas z daleka a ty nie szanujesz ich czasu! Jaką ty opinię o nas wyrabiasz!
     - Dobrze... przepraszam - odparła zawstydzona Cerise - To się już więcej nie powtórzy.
     - Mam nadzieję - odpowiedziała dumnie królowa - A teraz chodźmy. Marnujemy tylko dodatkowo czas.
     Powiedziawszy to władczyni odwróciła się i ruszyła swym majestatycznym krokiem w stronę wyjścia. Młoda księżniczka podążyła pokornie za nią.
     Po krótkim czasie znalazły się w pokoju wilczycy. Czekały tam na nie dwie krawcowe. Jedna z nich, stara już mieszkanka wilczego królestwa, siedziała na fotelu przy toaletce księżniczki. Na kolanach trzymała obszerny skórzany kufer z którego wyjęła metry krawieckie. Podała je młodszej, stojącej obok niej dziewczynie. Na koniec wyjęła kajet, którego oprawa wykonana była z kory drzewa. Zasunęła kufer i odłożyła go na podłodze.
     - Już jesteśmy. Niezmiernie przepraszam panię za tę zwłokę - odezwała się Królowa wchodząc do komnaty.
     Za nią powolnym krokiem weszła Cerise.
    - Witaj księżniczko! - powiedziały prawie równocześnie krawcowe, przyklękając na widok dziewczyny.
     - Witajcie- odpowiedziała Cerise stając na wprost nich.
     Królowa usiadła na łożu dziewczyny i poczęła bacznie przyglądać się córce.
     - Stań w lekkim rozkroku i podnieś ręce do góry na wysokość ramion - rzekła swym drżącym głosem staruszka.
     Księżniczka posłusznie wykonała polecenie. Wtedy podeszła do niej młodsza krawcowa i zaczęła przykładać metr do poszczególnych części ciała młodej wilczycy. Mierzyła długość jej ramion, obwód w tali i w biodrach, podając wymiary swej towarzyszce która zapisywała dane w swym zeszycie.
     Przez cały czas trwania przymiarek Królowa patrzyła się surowo na Cerise. Dziewczyna bała się podnieść głowę by spojrzeć jej w oczy. Czuła że matka ma jej coś do przekazania.
     Po zakończonych przymiarkach władczyni pożegnała krawcowe. Gdy wychodziły księżniczka postanowiła skorzystać z okazji i wymknąć się razem z nimi. Podeszła do drzwi i już miała opuścić komnatę gdy nagle usłyszała głos swej matki.
     - Cerise! Podejdź tu do mnie!
     Tego właśnie bała się wilczyca. Przełknęła ślinę, obróciła się na pięcie i podeszła do Królowej.
     - Tak, matko? - z trudem spytała.
    - Usiądź obok mnie, chcę z tobą porozmawiać na pewien ważny temat - rzekła spokojnie monarchini wskazując swą dłonią puste miejsce obok siebie.
     Dziewczyna podeszła w kierunku łoża i usiadła obok matki.
     - Jak wiesz za niedługo kończysz osiemnaście lat - zaczęła Królowa - Oznacza to, że staniesz się prawdziwą pełnoprawną obywatelką naszego królestwa a jako córka królewskiej pary będziesz musiała rozpocząć nowy, ważny, wyjątkowy rozdział swego życia.  Będziesz dumnie służyła naszemu krajowi jako nowa królowa. My z ojcem starzejemy się coraz szybciej i nie wiemy kiedy sądzone nam będzie odejście z tego świata, musisz być gotowa. Możesz przejąć nasz obowiązki, już jutro... za rok? A może nawet za kilka lat?
     Cerise na chwile wyłączyła się z dyskusji. Przestała słuchać tego co mówiła jej matka i pogrążyła się w głębi własnych przemyśleń. Nie była pewna do czego zmierza jej matka. Na pewno chodzi jej o przejęcie władzy... ale o tym młoda księżniczka wiedziała od dawna, więc po co jej matka miała by znowu poruszać ten temat.
     "Może ma jeszcze jakieś plany wobec mnie o których nawet nie raczyła poinformować" - myślała ze smutkiem dziewczyna.
     - My będziemy rządzić do puki nam życia starczy lecz pamiętaj. Wszystko może się wydarzyć - kontynuowała Królowa- I nie martw się. Wraz z ojcem zadbaliśmy byś nie sprawowała rządów samotnie. Na Ceremonii Przejścia weźmiesz ślub.
     Ostatnie słowa matki wydarły dziewczynę z zadumy. Otworzyła szeroko swe szare oczy i spytała z niedowierzaniem.
     - CO?!
     - To co właśnie usłyszałaś córko. Będziesz miała męża - odrzekła spokojnie królowa.
     - Ale jak to!? - krzyknęła z niedowierzaniem dziewczyna - Jakiego męża!?
    - Spokojnie. Z ojcem zatroszczyliśmy się o wszystko. Wyjdziesz za jednego ze znajomych Lordów. To dobry i prawy wilkołak na pewno będziesz z nim szczęśliwa a nasze królestwo będzie miało porządnych władców.
     - Nie... Nie! Nie!! NIE!!!- wykrzyknęła dziewczyna zrywając się z łoża- Nie chcę! Nie zmusisz mnie do małżeństwa z jakimś obcym mężczyzną!
     - Ależ Cerise!
     - Nie! Nie chcę z tobą rozmawiać!
     - Jak ty się do mnie odzywasz?!
     - Nie będziesz mi układała życia!
     - Ależ będę! Jestem twoją matką! A taka jest tradycja!
     - Nie! I Koniec!-warknęła wściekła dziewczyna i wyszła z pokoju.
     - Cerise! Wracaj tu natychmiast!- wołała za nią matka, lecz dziewczyna nie usłuchała. Szła przez korytarz szybkim  krokiem mijając poszczególne komnaty. Była ściekła na matkę, ojca.


     "Jak oni mogli mi coś takiego zrobić! Nie dość że mam zostać królową, a nawet nie czuję się na siłach by temu podołać to teraz wymyślili sobie że mam mieć męża! Co oni sobie myślą! Jak mogą mi to robić! Nienawidzę ich!"
     Nagle wilczycy zaszedł drogę młody wilkołak. Miał ciemną karnację, brązowe włosy średniej długości i niewielką brązową bródkę. Był tak wysoki że Cerise ledwo dorastała mu do ramienia.
     - Witam - rzekł w szarmandzkim ukłonie - Zgaduję że to ty jesteś księżniczką Cerise czyż nie?
     - Eeemm....- wydusiła z siebie nieco zażenowana dziewczyna.
     - Twa niezwykła uroda słynie w całym królestwie - kontynuował mężczyzna - Słyszałem wiele na twój temat ale nawet najdoskonalszy opis nie przedstawiał w pełni twej urody.
     Zdezorientowana księżniczka zrobiła krok w lewo by minąć nieznajomego, lecz ten zaszedł jej drogę z powrotem. Westchnęła i kolejny krok postawiła na prawo. Nieznajomy nie chciał ustąpić. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała prosto w czarne oczy wilkołaka.
     - Daj mi spokój - zażądała oschłym tonem po czym ominęła swego adoratora i ruszyła przed siebie w stronę drzwi wyjściowych. Postanowiła udać się do lasu. Szum drzew i bliskość natury jak zwykle działała bardzo kojąco na dziewczynę.

     Brnęła przed siebie wśród gęstych liści aż wreszcie znalazła się na polanie. Było to dziewicze miejsce. Ziemię porastała żywo zielona młoda trawa, ptaki świergotały radośnie a sarny pasły się w cieniu ogromnego drzewa, które rosło na środku polany.
     Cerise podeszła do drzewa szybkim zdenerwowanym krokiem. Oparła się o nie na rękach i pochyliła głowę ku ziemi. W akcie ogromnej bezradności i wściekłości która jej towarzyszyła, dziewczyna wbiła pazury w drzewo i jak najmocniej potrafiła przejechała nimi w dół zdzierając korę po czym osunęła się na kolana i zapłakała. Wiedziała że znalazła się w sytuacji z której nie ma wyjścia.


     Nagle jednak jej przemyślenia przerwał cień który niespodziewanie pojawił się nad nią. Nie czekając księżniczka Drak Howl odwróciła się gotowa do ataku lub ucieczki. Lecz gdy zobaczyła znajomą twarz znacznie się uspokoiła i odetchnęła z ulgą.
     - Raven? - spytała ocierając łzy - Co ty tu robisz?
     Córka Złej Królowej podeszła bliżej, omijając spróchniały konar drzewa.
     - Ehkm... witaj Cerise - odparła z lekkim uśmiechem, lecz widząc spływające po twarzy wilczej  przyjaciółki perliste łzy, znacznie zmarkotniała - Czy... czy coś się stało?
     Czarnowłosej odpowiedziała jednak tylko cisza, co zmartwiło ją jeszcze bardziej. Podeszła bliżej i usiadła obok Cerise na niemal tryskającej zielenią trawą pod starym drzewem.
     - Hej, spokojnie jestem przy tobie. Po prostu powiedz co się takiego stało. Może razem coś zaradzimy.
     - Raven.. .- mówiła drżącym głosem dziewczyna - nie poradzimy. Ani ja ani ty nic nie możemy z tym zrobić!
     Kolejne słowa wilczycy stłumione zostały przez nagły przypływ żalu i kolejną falę łez.
     Czarnowłosa czuła się bezradnie nie potrafiąc pomóc. Domyślała się, że może chodzić tylko o jedno... o królestwo Dark Howl. Z tego co wiedziała oraz z wcześniejszych rozmów z Cerise wynikało, że... no cóż... wilcze królestwo do łaskawych w zwyczajach nie należało. Z resztą Raven wiedziała z własnego doświadczenia, że bycie przyszłym władcą królestwa wymaga dużo poświęceń i mało decydowania  w sprawach swojej przyszłość. Bała się, że jej przyjaciółka właśnie znalazła się przed jednym z takich wyrzeczeń... lub i też nakazów.
     - Spodziewam się, że nie... proszę. Powiedz mi o co chodzi.   
     Cerise otarła łzy i spojrzała prosto w oczy swej przyjaciółki.
     - Moi rodzice wydają mnie za mąż!- wydusiła z siebie po pewnej chwili.
     Przerażona Raven aż cofnęła się do tyłu, a jej lśniące fioletem oczy otworzyły się ze zdziwienia szerzej. Przez chwilę czarnowłosa zastanawiała się czy dobrze usłyszała. Małżeństwo... i to jeszcze w wieku siedemnastu lat?! Córka Złej Królowej poczuła że z wrażenia dostaje migreny.
     - Co? Jak to? Przecież to za wcześnie... to znaczy... ty w ogóle go znasz?
     - Tak to! Wydają mnie za mąż za jakiegoś obcego Lorda!- krzyknęła - Nie mam nawet nic do powiedzenia! Jak oni mogli mi to zrobić!?
     - Może da się z tego wykręcić.. chociaż moja matka mawiała...
     Raven nagle urwała. Zła Królowa wielokrotnie mówiła, że władca nie może wybierać i tak osoby z którą będzie rządził, dlatego nie należy się tym zbyt przejmować. Po co zawracać sobie głowę czymś co i tak nie można zmienić? Raven pocieszała się zawsze tymi słowami, jednak kiedy teraz ''planowane'' małżeństwo czekało jej przyjaciółkę od serca, słowa matki wydały jej się obce... nie niosące ani trochę otuchy.
     - To trzeba zmienić - odparła w końcu krótko.
     - Zmienić?! Ale jak?! Nie znasz moich rodziców! Nic nie jest w stanie zmienić ich planów! A już na pewno ja! Ich nie interesuje moje zdanie... moje uczucia!  Na pewno się przed tym nie cofną! A ten Lord pojawi się na zamku lada chwila! Do ceremonii zaledwie kilka dni... wszystko już stracone...
     - A myślałaś... żeby tak wszystko zmienić? Powiedz... dlaczego musimy wciąż przyjaźnić się potajemnie? Dlaczego wciąż królestwa ze sobą walczą? Dlaczego muszę ukrywać moją smoczyce? Dlaczego? Nie myślałaś kiedyś... żeby... spróbować żyć inaczej?
    -Ach... Raven... przecież wiesz, obie marzymy o tym od zawsze. Wolność... to coś wspaniałego chciała bym choć raz poczuć się naprawdę wolna. Zerwać kajdany przyszłej władczyni, móc sama o sobie stanowić. A najlepiej uciec z tąd... daleko, daleko za horyzont i nigdy, przenigdy tu nie wrócić.
     Oby dwie rozmarzyły się i wpatrzyły daleko w dal. Nastała długa cisza którą w końcu przerwała czarnowłosa.
     - Cerise... co z nami będzie? Co będzie z naszą przyjaźnią?
     -Ja... ja nie wiem Raven. Wszystko wokół się zmienia i mam wrażenie, że to nie będzie dotyczyło tylko ciebie czy mnie, ale wszystkich od zachodu aż po najdalej osadzone lądy na wschodzie Endless Dream. A na dodatek czuje że to już niebawem. Czuję że zbliża się burza. Boję się.
     Przyszła królowa Spellness przymknęła oczy. Ją również dosięgał strach. I to jeszcze jaki! Tak bardzo się bała przyszłości. Wszystko zawsze wydawało się takie odległe, a teraz? Jej najlepsza przyjaciółka wychodziła za mąż za Lorda którego nawet nie znała a sama Raven... nawet nie wiedziała jakie jej chylący się ku obłędowi ojciec ma wobec niej plany. Ta niepewność o jutro dosięgała zarówno ją jak i Cerise.
     - Ja też się boję... tak bardzo - wydusiła w końcu Raven.
     Przyszłe władczynie rozmawiały potem długo o swoich najbliższych dniach, jakie spędziły w swoich zamczyskach. Temat odbiegający od przyszłości oby dwie trochę rozchmurzył, jednak kiedy znów do niego powróciły... czarne myśli powróciły na nowo aby opętać ich zmartwione dusze.
     Gdy za widnokręgiem zaczęło zachodzić słońce o ogniokrwistej barwie przyjaciółki z wielkim żalem w sercu się pożegnały. Obiecały sobie, że spotkają się na balu, wkrótce organizowanym w zamczysku w Dark Howl, a potem każda poszła w swoją stronę.
     W stronę swych królestw.
     W stronę miejsc pozbawiających ich wolności. 
     W stronę przeznaczenia które niebawem miało się spełnić...
                                                                            Toralei Stripe
                                                                    Rosewaness Studios