poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 5

     Na zamku w Dark Howl rozpoczął się kolejny dzień przygotowań do Wielkiej Ceremonii Przejścia. W pałacowych korytarzach panowała radosna krzątanina. Zabiegana służba stroiła pałac i leśny ołtarz, kucharze przygotowywali wykwintne dania na królewską ucztę, a damy dworskie pomagały parze królewskiej w przygotowywaniu zaproszeń na tę wielką uroczystość.
      Młoda księżniczka Cerise siedziała samotnie w ogromnej królewskiej jadalni. Wokół panowała przenikliwa cisza. Wilczyca podpierała się jedna ręką i praktycznie bez ruchu wpatrywała się w wielki stek z dziczyzny który leżał na jej talerzu. Trącała go delikatnie pozłacanym widelcem. Była tak zamyślona, że nie zauważyła nawet służącej która właśnie weszła do jadalni.
     - Panno Cerise! - odezwała się radosnym głosem.
     Dziewczyna nie zareagowała. Kobieta podeszła bliżej.
     - Moja księżniczko! - odezwała się ponownie
     Dziewczyna podniosła głowę jak by wyrwana ze snu.
     - Co się stało, Gwen? - spytała.
     - Królowa kazała przekazać, że krawcowe zjawiły i oczekują cię wraz z nią w twej komnacie.
     - A... tak... - odpowiedziała po chwili namysłu dziewczyna - Zaraz tam przyjdę.
     Księżniczka pochyliła głowę nad zimnym już stekiem. Odkroiła kawałek i już miała go wziąć do ust gdy nagle usłyszała głos swej matki wchodzącej do jadalni. Królowa ubrana była w długą czerwoną suknię, ze złoto-czarnym gorsetem i bufiastymi rękawami sięgającymi aż do jej łokci. Jej kręcone brązowe włosy upięte były w spory brązowy kok a  kilka  loków zwisało swobodnie ze skroni monarchini. Na jej szlachetnej twarzy widać było wyraźnie niezadowolenie.
     - Cerise! - zawołała donośnym głosem.
     Dziewczyna poderwała się z drewnianego krzesła.
     - Tak matko?
     Królowa spojrzała na służącą która stałą obok z pochyloną głową.
     - Gwen! Kazałam Ci przekazać jej że ma przyjść! - rzekła ostro władczyni.
     - Ależ moja pani - wydusiła z siebie służka- to właśnie zrobiłam.
     - Cerise? Czy to prawda?
     - Tak, matko...
     - Oh! Cóż za niesubordynacja! - mówiła z oburzeniem Królowa - Krawcowe wiecznie czekać nie będą! Przyjechały do nas z daleka a ty nie szanujesz ich czasu! Jaką ty opinię o nas wyrabiasz!
     - Dobrze... przepraszam - odparła zawstydzona Cerise - To się już więcej nie powtórzy.
     - Mam nadzieję - odpowiedziała dumnie królowa - A teraz chodźmy. Marnujemy tylko dodatkowo czas.
     Powiedziawszy to władczyni odwróciła się i ruszyła swym majestatycznym krokiem w stronę wyjścia. Młoda księżniczka podążyła pokornie za nią.
     Po krótkim czasie znalazły się w pokoju wilczycy. Czekały tam na nie dwie krawcowe. Jedna z nich, stara już mieszkanka wilczego królestwa, siedziała na fotelu przy toaletce księżniczki. Na kolanach trzymała obszerny skórzany kufer z którego wyjęła metry krawieckie. Podała je młodszej, stojącej obok niej dziewczynie. Na koniec wyjęła kajet, którego oprawa wykonana była z kory drzewa. Zasunęła kufer i odłożyła go na podłodze.
     - Już jesteśmy. Niezmiernie przepraszam panię za tę zwłokę - odezwała się Królowa wchodząc do komnaty.
     Za nią powolnym krokiem weszła Cerise.
    - Witaj księżniczko! - powiedziały prawie równocześnie krawcowe, przyklękając na widok dziewczyny.
     - Witajcie- odpowiedziała Cerise stając na wprost nich.
     Królowa usiadła na łożu dziewczyny i poczęła bacznie przyglądać się córce.
     - Stań w lekkim rozkroku i podnieś ręce do góry na wysokość ramion - rzekła swym drżącym głosem staruszka.
     Księżniczka posłusznie wykonała polecenie. Wtedy podeszła do niej młodsza krawcowa i zaczęła przykładać metr do poszczególnych części ciała młodej wilczycy. Mierzyła długość jej ramion, obwód w tali i w biodrach, podając wymiary swej towarzyszce która zapisywała dane w swym zeszycie.
     Przez cały czas trwania przymiarek Królowa patrzyła się surowo na Cerise. Dziewczyna bała się podnieść głowę by spojrzeć jej w oczy. Czuła że matka ma jej coś do przekazania.
     Po zakończonych przymiarkach władczyni pożegnała krawcowe. Gdy wychodziły księżniczka postanowiła skorzystać z okazji i wymknąć się razem z nimi. Podeszła do drzwi i już miała opuścić komnatę gdy nagle usłyszała głos swej matki.
     - Cerise! Podejdź tu do mnie!
     Tego właśnie bała się wilczyca. Przełknęła ślinę, obróciła się na pięcie i podeszła do Królowej.
     - Tak, matko? - z trudem spytała.
    - Usiądź obok mnie, chcę z tobą porozmawiać na pewien ważny temat - rzekła spokojnie monarchini wskazując swą dłonią puste miejsce obok siebie.
     Dziewczyna podeszła w kierunku łoża i usiadła obok matki.
     - Jak wiesz za niedługo kończysz osiemnaście lat - zaczęła Królowa - Oznacza to, że staniesz się prawdziwą pełnoprawną obywatelką naszego królestwa a jako córka królewskiej pary będziesz musiała rozpocząć nowy, ważny, wyjątkowy rozdział swego życia.  Będziesz dumnie służyła naszemu krajowi jako nowa królowa. My z ojcem starzejemy się coraz szybciej i nie wiemy kiedy sądzone nam będzie odejście z tego świata, musisz być gotowa. Możesz przejąć nasz obowiązki, już jutro... za rok? A może nawet za kilka lat?
     Cerise na chwile wyłączyła się z dyskusji. Przestała słuchać tego co mówiła jej matka i pogrążyła się w głębi własnych przemyśleń. Nie była pewna do czego zmierza jej matka. Na pewno chodzi jej o przejęcie władzy... ale o tym młoda księżniczka wiedziała od dawna, więc po co jej matka miała by znowu poruszać ten temat.
     "Może ma jeszcze jakieś plany wobec mnie o których nawet nie raczyła poinformować" - myślała ze smutkiem dziewczyna.
     - My będziemy rządzić do puki nam życia starczy lecz pamiętaj. Wszystko może się wydarzyć - kontynuowała Królowa- I nie martw się. Wraz z ojcem zadbaliśmy byś nie sprawowała rządów samotnie. Na Ceremonii Przejścia weźmiesz ślub.
     Ostatnie słowa matki wydarły dziewczynę z zadumy. Otworzyła szeroko swe szare oczy i spytała z niedowierzaniem.
     - CO?!
     - To co właśnie usłyszałaś córko. Będziesz miała męża - odrzekła spokojnie królowa.
     - Ale jak to!? - krzyknęła z niedowierzaniem dziewczyna - Jakiego męża!?
    - Spokojnie. Z ojcem zatroszczyliśmy się o wszystko. Wyjdziesz za jednego ze znajomych Lordów. To dobry i prawy wilkołak na pewno będziesz z nim szczęśliwa a nasze królestwo będzie miało porządnych władców.
     - Nie... Nie! Nie!! NIE!!!- wykrzyknęła dziewczyna zrywając się z łoża- Nie chcę! Nie zmusisz mnie do małżeństwa z jakimś obcym mężczyzną!
     - Ależ Cerise!
     - Nie! Nie chcę z tobą rozmawiać!
     - Jak ty się do mnie odzywasz?!
     - Nie będziesz mi układała życia!
     - Ależ będę! Jestem twoją matką! A taka jest tradycja!
     - Nie! I Koniec!-warknęła wściekła dziewczyna i wyszła z pokoju.
     - Cerise! Wracaj tu natychmiast!- wołała za nią matka, lecz dziewczyna nie usłuchała. Szła przez korytarz szybkim  krokiem mijając poszczególne komnaty. Była ściekła na matkę, ojca.


     "Jak oni mogli mi coś takiego zrobić! Nie dość że mam zostać królową, a nawet nie czuję się na siłach by temu podołać to teraz wymyślili sobie że mam mieć męża! Co oni sobie myślą! Jak mogą mi to robić! Nienawidzę ich!"
     Nagle wilczycy zaszedł drogę młody wilkołak. Miał ciemną karnację, brązowe włosy średniej długości i niewielką brązową bródkę. Był tak wysoki że Cerise ledwo dorastała mu do ramienia.
     - Witam - rzekł w szarmandzkim ukłonie - Zgaduję że to ty jesteś księżniczką Cerise czyż nie?
     - Eeemm....- wydusiła z siebie nieco zażenowana dziewczyna.
     - Twa niezwykła uroda słynie w całym królestwie - kontynuował mężczyzna - Słyszałem wiele na twój temat ale nawet najdoskonalszy opis nie przedstawiał w pełni twej urody.
     Zdezorientowana księżniczka zrobiła krok w lewo by minąć nieznajomego, lecz ten zaszedł jej drogę z powrotem. Westchnęła i kolejny krok postawiła na prawo. Nieznajomy nie chciał ustąpić. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała prosto w czarne oczy wilkołaka.
     - Daj mi spokój - zażądała oschłym tonem po czym ominęła swego adoratora i ruszyła przed siebie w stronę drzwi wyjściowych. Postanowiła udać się do lasu. Szum drzew i bliskość natury jak zwykle działała bardzo kojąco na dziewczynę.

     Brnęła przed siebie wśród gęstych liści aż wreszcie znalazła się na polanie. Było to dziewicze miejsce. Ziemię porastała żywo zielona młoda trawa, ptaki świergotały radośnie a sarny pasły się w cieniu ogromnego drzewa, które rosło na środku polany.
     Cerise podeszła do drzewa szybkim zdenerwowanym krokiem. Oparła się o nie na rękach i pochyliła głowę ku ziemi. W akcie ogromnej bezradności i wściekłości która jej towarzyszyła, dziewczyna wbiła pazury w drzewo i jak najmocniej potrafiła przejechała nimi w dół zdzierając korę po czym osunęła się na kolana i zapłakała. Wiedziała że znalazła się w sytuacji z której nie ma wyjścia.


     Nagle jednak jej przemyślenia przerwał cień który niespodziewanie pojawił się nad nią. Nie czekając księżniczka Drak Howl odwróciła się gotowa do ataku lub ucieczki. Lecz gdy zobaczyła znajomą twarz znacznie się uspokoiła i odetchnęła z ulgą.
     - Raven? - spytała ocierając łzy - Co ty tu robisz?
     Córka Złej Królowej podeszła bliżej, omijając spróchniały konar drzewa.
     - Ehkm... witaj Cerise - odparła z lekkim uśmiechem, lecz widząc spływające po twarzy wilczej  przyjaciółki perliste łzy, znacznie zmarkotniała - Czy... czy coś się stało?
     Czarnowłosej odpowiedziała jednak tylko cisza, co zmartwiło ją jeszcze bardziej. Podeszła bliżej i usiadła obok Cerise na niemal tryskającej zielenią trawą pod starym drzewem.
     - Hej, spokojnie jestem przy tobie. Po prostu powiedz co się takiego stało. Może razem coś zaradzimy.
     - Raven.. .- mówiła drżącym głosem dziewczyna - nie poradzimy. Ani ja ani ty nic nie możemy z tym zrobić!
     Kolejne słowa wilczycy stłumione zostały przez nagły przypływ żalu i kolejną falę łez.
     Czarnowłosa czuła się bezradnie nie potrafiąc pomóc. Domyślała się, że może chodzić tylko o jedno... o królestwo Dark Howl. Z tego co wiedziała oraz z wcześniejszych rozmów z Cerise wynikało, że... no cóż... wilcze królestwo do łaskawych w zwyczajach nie należało. Z resztą Raven wiedziała z własnego doświadczenia, że bycie przyszłym władcą królestwa wymaga dużo poświęceń i mało decydowania  w sprawach swojej przyszłość. Bała się, że jej przyjaciółka właśnie znalazła się przed jednym z takich wyrzeczeń... lub i też nakazów.
     - Spodziewam się, że nie... proszę. Powiedz mi o co chodzi.   
     Cerise otarła łzy i spojrzała prosto w oczy swej przyjaciółki.
     - Moi rodzice wydają mnie za mąż!- wydusiła z siebie po pewnej chwili.
     Przerażona Raven aż cofnęła się do tyłu, a jej lśniące fioletem oczy otworzyły się ze zdziwienia szerzej. Przez chwilę czarnowłosa zastanawiała się czy dobrze usłyszała. Małżeństwo... i to jeszcze w wieku siedemnastu lat?! Córka Złej Królowej poczuła że z wrażenia dostaje migreny.
     - Co? Jak to? Przecież to za wcześnie... to znaczy... ty w ogóle go znasz?
     - Tak to! Wydają mnie za mąż za jakiegoś obcego Lorda!- krzyknęła - Nie mam nawet nic do powiedzenia! Jak oni mogli mi to zrobić!?
     - Może da się z tego wykręcić.. chociaż moja matka mawiała...
     Raven nagle urwała. Zła Królowa wielokrotnie mówiła, że władca nie może wybierać i tak osoby z którą będzie rządził, dlatego nie należy się tym zbyt przejmować. Po co zawracać sobie głowę czymś co i tak nie można zmienić? Raven pocieszała się zawsze tymi słowami, jednak kiedy teraz ''planowane'' małżeństwo czekało jej przyjaciółkę od serca, słowa matki wydały jej się obce... nie niosące ani trochę otuchy.
     - To trzeba zmienić - odparła w końcu krótko.
     - Zmienić?! Ale jak?! Nie znasz moich rodziców! Nic nie jest w stanie zmienić ich planów! A już na pewno ja! Ich nie interesuje moje zdanie... moje uczucia!  Na pewno się przed tym nie cofną! A ten Lord pojawi się na zamku lada chwila! Do ceremonii zaledwie kilka dni... wszystko już stracone...
     - A myślałaś... żeby tak wszystko zmienić? Powiedz... dlaczego musimy wciąż przyjaźnić się potajemnie? Dlaczego wciąż królestwa ze sobą walczą? Dlaczego muszę ukrywać moją smoczyce? Dlaczego? Nie myślałaś kiedyś... żeby... spróbować żyć inaczej?
    -Ach... Raven... przecież wiesz, obie marzymy o tym od zawsze. Wolność... to coś wspaniałego chciała bym choć raz poczuć się naprawdę wolna. Zerwać kajdany przyszłej władczyni, móc sama o sobie stanowić. A najlepiej uciec z tąd... daleko, daleko za horyzont i nigdy, przenigdy tu nie wrócić.
     Oby dwie rozmarzyły się i wpatrzyły daleko w dal. Nastała długa cisza którą w końcu przerwała czarnowłosa.
     - Cerise... co z nami będzie? Co będzie z naszą przyjaźnią?
     -Ja... ja nie wiem Raven. Wszystko wokół się zmienia i mam wrażenie, że to nie będzie dotyczyło tylko ciebie czy mnie, ale wszystkich od zachodu aż po najdalej osadzone lądy na wschodzie Endless Dream. A na dodatek czuje że to już niebawem. Czuję że zbliża się burza. Boję się.
     Przyszła królowa Spellness przymknęła oczy. Ją również dosięgał strach. I to jeszcze jaki! Tak bardzo się bała przyszłości. Wszystko zawsze wydawało się takie odległe, a teraz? Jej najlepsza przyjaciółka wychodziła za mąż za Lorda którego nawet nie znała a sama Raven... nawet nie wiedziała jakie jej chylący się ku obłędowi ojciec ma wobec niej plany. Ta niepewność o jutro dosięgała zarówno ją jak i Cerise.
     - Ja też się boję... tak bardzo - wydusiła w końcu Raven.
     Przyszłe władczynie rozmawiały potem długo o swoich najbliższych dniach, jakie spędziły w swoich zamczyskach. Temat odbiegający od przyszłości oby dwie trochę rozchmurzył, jednak kiedy znów do niego powróciły... czarne myśli powróciły na nowo aby opętać ich zmartwione dusze.
     Gdy za widnokręgiem zaczęło zachodzić słońce o ogniokrwistej barwie przyjaciółki z wielkim żalem w sercu się pożegnały. Obiecały sobie, że spotkają się na balu, wkrótce organizowanym w zamczysku w Dark Howl, a potem każda poszła w swoją stronę.
     W stronę swych królestw.
     W stronę miejsc pozbawiających ich wolności. 
     W stronę przeznaczenia które niebawem miało się spełnić...
                                                                            Toralei Stripe
                                                                    Rosewaness Studios

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 4

     - Dłużej z tobą nie wytrzymam! - krzyknęła zdenerwowana Anna.
     Czkawka, przyszły władca Dragon Haven przewrócił tylko oczami. Zmierzając do sali głównej jednym z obszernych, kamiennych korytarzy spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Nie było dnia kiedy jego starsza siostra, Anna i Rovenn by się nie kłóciły.
     Gdy wszedł do sali głównej księżniczka Dragon Haven właśnie sprzątała ze stołu, a jej towarzyszka kłótni siedziała na drewnianej skrzyni wymachując swym smoczym ogonem. Kiedy Czkawka wszedł do komnaty oby dwie odwróciły wzrok w jego stronę.


     - Możesz mi powiedzieć gdzie wczoraj tak do późna byłeś? - spytała stanowczo Anna przerywając swoją kłótnie z Rovenn..
     - Ja również życzę ci miłego dnia – odparł Czkawka.
     Anna skrzyżowała ręce, a jej mina zgorzkniała. Rovenn zakryła tylko usta przy tym chichocąc. Denerwowanie Anny należało rzeczywiście do jednych z ulubionych zajęć zarówno jej brata jak i czarnowłosej.
     Czkawka podszedł do hebanowej komody stojącej u rogu komnaty. Nadal nie zważając na pytanie siostry, wyjął z niej jedną z map, po czym zaczął ją uważnie przeglądać.
     - Stawiam na wybrzeża Lonley Islands – odezwała się czarnowłosa pół smoczyca - Albo i nawet gdzieś dalej... skoro cię tak długo nie było to pewno musi być tam mnóstwo gatunków smoków do opisania.
     - W sumie to tylko parę Drzewokosów – mówił Czkawka nie odrywając wzroku od mapy Endless Dream - Jeden Gnatochrup zawieruszył się w okolice granic Frosty Tear, stado Zębaczy niedaleko Dark Howl i właściwie jeden smok, którego gatunku nie rozpoznałem, zmierzający w stronę Spellness...
     Oczy Rovenn z ciekawości rozbłysły niczym lśniące w słońcu szmaragdy.
     - Myślisz że przestali zabijać smoki? - spytała – Żaden ze smoków normalnie nie zapuścił by się w tamte okolice.
     - Wątpię – wtrąciła się Anna wpatrująca się w kamienną podłogę którą właśnie zamiatała – Oni nigdy nie przestaną... niestety najwidoczniej ten smok był młody, niedoświadczony i tam zbłądził a jego dalszy los musiał okazać się tragiczny...
     Nastała chwila ciszy. Nie było by osoby w całym Dragon Haven która nienawidziła by Spellness. Każdy w tym smoczym królestwie rodził się z zaszczepioną w sercu miłością do smoków, a świadomość, że na drugim końcu ich krainy istniało królestwo które ubijało bezlitośnie te szlachetne stworzenia była przerażająca. Najgorszy był jednak fakt, że nikt nie mógł z tą krwawą rzezią nic zrobić. Mieszkańcy Spellness władali magią która już nie raz zdobyła przewagę nad oddziałami wojskowymi Dragon Haven.           Lecz nawet mimo wojen sytuacja wciąż się nie zmieniała, a w bitwach ginęli tylko ludzie... wraz ze smokami. Pokój między królestwami wydawał się nie możliwy.
     Jednak mimo tych wszystkich makabrycznych i krwawych wojen w ciąż nie brakowało tych którzy wierzyli, że spór da się załagodzić pokojowo. Czkawka właśnie do tej grupy należał. Jako przyszły władca Dragon Haven musiał dbać o poddanych, a wysyłanie ich na kolejną wojnę i na kolejny rozlew krwi, było zdecydowanie najgorszym z rozwiązań.
     - Ciekawe jaki był to gatunek – myślała na głos Rovenn, po czym zwróciła się do Czkawki – Uważam że trzeba to kiedyś sprawdzić, co nie?
     Czkawka uniósł oczy znad mapy. Panował absolutny zakaz dla mieszkańców Dragon Haven dotyczący latania nad Spellness. Przemieszczanie się nad tą krainą wraz ze smoczymi towarzyszami było zbyt niebezpieczne... dlatego propozycja spenetrowania jej była niezwykle kusząca. W końcu od tego są zasady aby ktoś mógł je łamać. Jednak zanim Czkawka zdołał cokolwiek powiedzieć, uprzedziła go jego siostra.
    - Wykluczone – powiedziała Anna – Naprawdę tak bardzo zależy wam żeby zginąć? To bezlitośni mordercy. O ile was od razu nie zabiją to zabiorą was do lochów aby testować ich czary... zwłaszcza na tobie Rovenn.
     Rovenn przewróciła tylko oczami. Należała co prawda do jednego z najrzadszych gatunków stworzeń w Endless Dream ale wolała o tym nie myśleć. Czasami wolała by być człowiekiem mimo, że posiadała wiele smoczych zdolności jak panowanie nad ogniem czy porozumiewanie się po części z innymi smokami.
Smocza dziewczyna spojrzała na Czkawkę. Jednak chłopak najwidoczniej nie miał ani czasu ani ochoty aby droczyć się ze swoją siostrą. Natomiast Rovenn miała i zamierzała tą chęć wykorzystać.
     - Anno, od kiedy ty się o mnie tak martwisz – odparła - Ah, czuję się wzruszona!
     Anna poczuła znów złość. Z natury była bardzo troskliwa, nawet dla kogoś takiego kroju jak Rovenn. Postanowiła jednak zachować spokój.
     - Wiesz co? Uważam jednak że pokochali by kogoś takiego ja ty! Oni takich uwielbiają. Progi Dragon Haven są jednak dla ciebie za niskie.
     Rovenn zamiast oburzyć się skrzyżowała tylko nogi.
     - A co, Anno? Może chciała byś mnie podrzucić? - odpowiedziała smocza dziewczyna z przekąsem - Chyba że... a no tak. Nie latasz na smokach. Jaka szkoda.
     - Wiesz co? Jesteś wyjątkowo przemądrzała.
     - No wiesz... smoki to jedne z najinteligentniejszych stworzeń. Twoje słowa.
     - No właśnie sęk w tym, że jesteś pół smokiem i cię prawdopodobnie ta inteligencja obeszła.
     - Zazdrosna o moje smocze zdolności?
     - Wcale nie jestem zazdrosna! Niby o co? O śmierdzący siarką oddech?
     - Jesteś! - zaśmiała się Rovenn.
     Anna rzuciła miotłą o podłogę i wyszła z komnaty kierując się kamiennym korytarzem w stronę kuchni. Czasami zachowanie Rovenn bywało dziecinne, czym potrafiła zarówno zauroczyć jak i denerwować. Usatysfakcjonowana uśmiechnęła się pod nosem.
     - Czkawka, bądź taki miły i dopisz mi proszę punkt – zwróciła się do chłopaka.
     Następca Dragon Haven jednak nic nie odpowiedział. Rovenn to zdenerwowało. Niezależnie w jakiej sytuacji nienawidziła kiedy ktoś ją ignorował. Wstała z drewnianego siedziska i podeszła do swego towarzysza który wciąż studiował mapy.



     - Naprawdę zamierzasz lecieć do Splellness? - spytała widząc jakiej krainie najbardziej poświęca uwagę.
     - Jeszcze nie wiem... kto wie co tam jest.
     - Ja bym nie leciała – odparła Rovenn i podeszła do okna wyglądając za nie, na pochmurne niebo po którym szybowało stado smoków. Przyciszyła głos – Wiesz zresztą sam czemu.
     Czkawka oderwał wzrok od mapy. Rovenn mimo swego smoczego gatunku nie urodziła się w Dragon Haven a w innej krainie. Większości osób mówiła, że nie pamięta swojego dzieciństwa, lecz Czkawka który był jej najbliższym przyjacielem wiedział, że smocza piękność tak naprawdę ukrywa swoją przeszłość. Mimo tej wiedzy nigdy nie wypytywał się Rovenn o nią. Przeczuwał, że musiała ona być tak przerażająca i tragiczna, że dziewczyna wolała by o niej nie pamiętać.



     Chłopak schował mapę i ruszył w stronę drzwi prowadzących do stajni gdzie trzymano smoki należącej do rodziny królewskiej. Nie miał zamiaru marnować dnia. Kto wie na jakie smoki dzisiaj trafi.. może znowu odkryje nowy gatunek lub jakiś ląd... może i nawet siedlisko Nocnych Furii które poszukiwał od dawien...
     Nagle masywne drzwi otworzyły się i z impetem do sali wpadł smok o czarnej, pręgowanej skórze. Przyszły władca Dragon Haven na jego widok się ożywił, a gadzina podbiegła do swojego właściciela.
     - Szczerbatek! – ucieszył się chłopak a Nocna Furia w dwóch smoczych skokach podbiegła do niego przemierzając całą komnatę, aż znalazła się przy nim.
     Gdy smok tylko się przy nim znalazł, Czkawka jednym krokiem wskoczył na swojego przyjaciela i zaczął drapać go po jego mieniącej się lśniącymi, czarnymi łuskami na smoczej szyi.
     Widząc to Rovenn podeszła do gadziny, z uśmiechem na twarzy.
     - Jak się masz, nasza gadzino kochana? - spytała Rovenn głaszcząc stworzenie po pysku.
     Szczerbatek obdarował czarnowłosą swym smoczym uśmiechem i zamruczał. Rovenn ze względu na swoją smoczą naturę jako jedna z nielicznych umiała odczytać sentencje stworzeń jakimi były smoki. Sprawiało to, że niemal każde ogniokrwiste stworzenie widziało w niej przyjaciółkę.
     - No cóż, będziemy lecieć. Spellness na nas czeka – odparł chłopak.
     Jednak gdy zmierzał ze Szczerbatkiem do drzwi, do sali głównej wróciła Anna.
     - Widzimy się potem – rzucił Czkawka na pożegnanie.
     - Czekaj, co? - spytała Anna – Gdzie lecisz?
    - Och, cieszy mnie niezmiernie twój widok, wasza wysokość – zwróciła się się żartobliwie Rovenn, widząc księżniczkę Dragon Haven.
Anna zignorowała sentencję pół smoczycy.
     - Nigdzie nie lecisz! - zwróciła się stanowczo do brata – Ojciec zabronił latać nad Spellness, w pobliżu innych królestw zresztą też.
     - Ale ojca teraz nie ma – odparł Czkawka – I długo nie będzie.
     Ojca Czkawki i Anny, obecnego króla Dragon Haven właściwie nigdy nie było w zamczysku. Wciąż wolał podróżować po swym królestwie i pomagać poddanym. Zawsze powtarzał, że sprawa ludu jest najważniejsza, a władca nie może dobrze sprawować rządów siedząc wiecznie w zamku. Dlatego władze formalną miała sprawować zastępczo podczas nieobecności ojca Anna, aż do koronacji prawowitego następcy tronu Dragon Haven.
     Co prawda równie dobrze tą władze mógł sprawować Czkawka, lecz on podobnie jak ojciec (mimo, że z innych powodów) nie spędzał czasu w zamku. Królewskie życie go męczyło i szczerze nie widział siebie na miejscu władcy. Dlatego uważał, że jego siostra Anna nadawała by się lepiej na władcę niż on. Swój czas wolała spędzać w zamku, otoczona Straszliwcami i innymi smokami o podobnym, mniejszym rozmiarze. Miała też spore doświadczenie, ponieważ wieczne podróże ich ojca trwały już dobre pięć lat.
     Niestety Anna nie mogła przejąć tronu na stałe. Dragon Haven należało do zawzięcie konserwatywnych królestw, a tradycja wyraźnie mówiła, że władze mógł objąć tylko męski potomek władcy. Jeżeli władze objęła by Anna wśród ludu panowała by niechęć do władczyni. Z resztą władca Dragon Haven musiał być znakomitym jeźdźcom smoków, a Anna niestety odkąd pamiętała bała się niezwykle wysokości...
     - Z resztą a propo ojca musimy o czymś porozmawiać. - odparła nagle księżniczka Dragon Haven.
     Zmartwiony Czkawka zszedł z Szczerbatka, a jego wyraz twarzy wyraźnie spoważniał.
     - Czy coś się...?
     - Nie o to chodzi – przerwała Anna swojemu bratu, rozwiewając jego złe przypuszczenia – Dostałam dzisiaj rankiem od niego list... Czkawka. Masz już dwadzieścia lat i zarówno on, jak i ja uważamy, ze jesteś wystarczająco dojrzały aby objąć role władcy... przynajmniej w choć małym stopniu.
     Chłopak słysząc to odwrócił wzrok. Spodziewał się, że Anna poruszy ten temat. Ostatni czasy bardzo często o tym z nim rozmawiała... a przynajmniej próbowała. Czkawka zawsze kiedy słyszał, że Anna zaczyna mówić o jego roli przyszłego władcy najzwyczajniej się wymykał, uciekając od odpowiedzialności. Teraz też tak zamierzał postąpić
     - Ja sama uważam, że to wielki honor zostać władcą takiego królestwa jakim jest nasze smocze Dragon Haven – mówiła Anna wygładzając swą suknie - Na twoim miejscu...
     Księżniczka jednak nie dokończyła swojej przemowy, ponieważ podczas jej przemówienia i chwili nieuwagi Czkawka zdążył dosiąść Szczerbatka i przez przestronne okno wylecieć na zewnątrz, wzbijając się w powietrze. Jak zawsze zdenerwowało to Anne.
     - Czy on nie rozumie, że władca Dragon Haven odgrywa bardzo ważną rolę? - mówiła niesiona przez nerwy księżniczka - Mógł by chociaż udać, że mu zależy, ale nie! Cały czas wyzbywa się odpowiedzialności na nim ciążącej.. mam już naprawdę tego dosyć.
Rovenn podeszła do Anny chcąc ja uspokoić.
     - Oh, Anno. Nic z nim nie zrobisz. Wiesz przecież, że nie usiedzi spokojnie w miejscu. Teraz jeszcze nie, ale może, choć to wątpliwe, kiedyś się zmieni...
     - Może – odparła zamyślona Anna, spoglądając w niepewną przyszłość...

***

     Słońce akurat wschodziło nad ognistym Dragon Haven, kiedy Czkawka wraz ze swym wiernym i najlepszym przyjacielu, Szczerbatkiem leciał nad płomienistymi lądami smoczej ziemi. Podziwiał te ziemie każdego dnia i wciąż nie mógł się nimi nadziwić. Zewsząd rozprzestrzeniały się strzeliste góry zatopione jeszcze w porannej mgle, z której wyłaniały się smoki lecące nad wodę aby się posilić rybami. Na niektórych z nich Czkawka dostrzegł innych smoczych jeźdźców. Widząc go na swej słynnej Nocnej Furii, schylili głowy pozdrawiając przy tym ich przyszłego władce i okazując mu pełen szacunek. A nie zawsze tak było...


     Czkawka przyspieszył na Szczerbatku zmierzając na wschód w stronę mroków Spellness. Minęło wiele czasu odkąd zmierzał w tamtym kierunku. Kraina ta dla niego wydawała się zbyt mroczna i zdecydowanie zbyt pozbawiona smoków... mimo tego na tych ziemiach tkwiła niezwykle przyciągająca tajemniczość... coś o prosiło się o odkrycie. Czkawka oczywiście jak na niego przystało musiał to sprawdzić. Nie był by też sobą gdy by nie sprzeciwił się rozkazom Anny i ojca. Jednak nagle w połowie drogi, w okolicach Dark Howl, Szczerbatek zatrzymał się w locie, z najwyraźniejszym przeciwnym zamiarem niż Czkawka.
     - No błagam – odparł zrezygnowany chłopak. Wiedział, że bez współpracy swojego przyjaciela nigdzie nie poleci – Akurat teraz, mordko? Już prawie jesteśmy.
     Smok jednak nadal nie ruszał się z miejsca, machając skrzydłami. Szczerbatek już nie raz musiał ponosić odpowiedzialność za lekkomyślne decyzje swojego właściciela, dlatego nie był ani trochę przekonany do zapuszczania się w tereny słynące z zabijania smoków.
     - Daj spokój, obiecuje, że nie dam im ciebie skrzywdzić.
     Czkawka chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz zaprzestał gdyż nagle w powietrzu pojawiły się wprost lecące na nich sidła. W ostatniej chwili udało mi się przelecieć omijając je. Chłopak spojrzał w dół.
     Jak się spodziewał ludzie z Dark Howl zdążyli zauważyć ich obecność na teranie ich królestwa. Ludzie z tych terenów być może nie zabijali smoków jak robiło to Spellness, lecz lubili dawać znak aby nie naruszać ich ziem, jak właśnie zrobił to Czkawka. Nie czekając zawrócił do Dragon Haven. Dark Howl było królestwem z którym nie warto zadzierać, z którym łatwo o konflikty, które z reszta pojawiały się dosyć często...
     Przyszły władca znów poczuł złość. Należał do niezwykle upartych osób i odwleczenie jego planów go zdenerwowało. Jednak nie tylko to wzbudziło w nim odczucie złości. Pragnął nie wyłącznie dla swoich ludzi ale i też dla dobra wszystkich smoków w Endless Dream aby zaprzestano wieczne wojny. Wierzył, że kiedyś nadejdą lepsze czasy... a nawet to czuł. Jednak nie wiedział kiedy. Mrok jaki niosła przyszłość wciąż pozostawała niezbadaną tajemnicą.
     Będąc już na terenie swojego królestwa rozejrzał się po nim. Kochał swoje ziemie, lecz nie był gotowy aby zostać jego władcą. Oznaczało by to podejmowanie różnych ważnych decyzji, a jak znał siebie.. niektóre z nich były by nie przemyślane i pełne szaleństwa.
     Wolał żeby jego ojciec pozostał władcą jak najdłużej. Jego obecne życie mu odpowiadało i nie zamierzał go jak na razie zmieniać. Nie tracąc czasu na przemyślenia ruszył w głębie przestworzy błękitnego nieba.
     Jednak życie następcy Dragon Haven miało się za niedługo diametralnie zmienić. I to szybciej niż mogło by mu się wydawać...

Rosewaness Studios






poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 3

     Ciemność... 
to wszystko co pamiętał. Stał osamotniony na ogromnym drzewie, rosnącym na wyspie, w dolinie zamarzniętej rzeki. Wokół prószył gęsty śnieg. Słychać było tylko głośny świst wiatru. Księżyc powolnie wyłaniał się z za chmur i oświetlał swym surowym światłem dolinę.


     Po pewnym czasie z prawej strony dały się słyszeć ciężkie kroki, jakby setek ludzi. W chwilę później z lewej, niczym echo, odezwały się podobne odgłosy. Chłopak rozejrzał się. Na podwyższeniach obu stron doliny stały długie, czarne rzędy ludzi. Wszyscy ubrani byli od stóp do głów w ciemne zbroje, a ich miecze błyszczały w srebrzystym świetle księżyca. Wojska obu stron stały niespokojnie w oczekiwaniu na sygnał do ataku. Lada chwila miało się tu rozpętać prawdziwe piekło. Nagle z pośród armii stojącej z prawej strony wystąpił mężczyzna. Jechał ona na czarnym koniu, o skrzących się niebieskich oczach. Wysuną się na sam początek armii i stanąwszy na spiczastej, zamarzniętej skale zadął głośno w róg.
     Na ten sygnał z tysięcy gardeł wydarł się przeraźliwy krzyk i obie armie ruszyły prosto na siebie. W pędzie tratowano wszystko, a ci żołnierze którzy potknęli się zbiegając ze stromych zbocz doliny, już nigdy nie wstali.
     Młody chłopak stał po środku tego wydarzenia z przerażeniem patrząc na obie strony. Od obu armii dzieliło go coraz mniej. 
     Jeszcze tylko kilka metrów.
     Kilka sekund.
     Obie armie starły się. Ludzie walczący po obu stronach rzucili się sobie do gardeł niczym zwierzęta
     - Nie!!! - krzykną głośno Jack zrywając się z łóżka.
     Rozejrzał się wokół siebie... cisza. Wszystko stało na swoim miejscu, a delikatny wiatr poruszał firanami. 
     Chłopak odetchną głęboko i przegładził dłonią swe srebrzysto-białe włosy.
     - To tylko sen - pomyślał z ulgą.
     Od dłuższego czasu Jack'a męczyły koszmary. We snach nieraz widział wojnę, swego ojca, zamordowaną matkę. Były to widzenia tak realne, że czasami młody książę długo zastanawiał się czy ich treść to tylko jego wyobraźnia, czy na prawdę był światkiem tych okrutnych wydarzeń. 
     Chłopak westchną głęboko i usiadł na krawędzi łóżka. W jego myślach przesuwały się jeszcze niewyraźne obrazy ze snu. Czuł że nie będzie mógł już zasnąć. Wstał z łoża podszedł do szafy i wyją z niej swe ubrania. Założył je niedbale i ziewając udał się w stronę wyjścia. Ciężkie metalowe drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Jack wyszedł na ciemny korytarz. Szedł powolnym krokiem ciągle ziewając. Gdy znalazł się przy schodach prowadzących na dolne piętro zamku, jego uwagę przykuł widok za oknem. Podszedł bliżej i zaczął wpatrywać się w bezkresną dal. 


     Na dworze prószył gęsty śnieg. Śnieg... zjawisko niby normalne w Frosty Tear. Padał tu przecież codziennie a ziemia była skuta lodem odkąd tylko pamiętał. Chłopak zamknął błękitne oczy. W tej chwili przeniósł się jakby do miejsca ze swego snu... widział dolinę, zamarzniętą rzekę, wyspę z drzewem na którym stał.... słyszał maszerujące wojska...
     "Dość!" - pomyślał.
     Otworzył szeroko oczy, złapał głęboki oddech. Odwrócił głowę od okna. Zdecydował że zejdzie ze schodów i przespaceruję się głównym korytarzem. 
     Było około godziny trzeciej w nocy. Cały zamek pogrążony był we śnie. Na korytarzach panowała przenikliwa cisza. Jack stąpał powoli, tak by jego kroki były jak najmniej słyszane i by nie obudziły służby oraz innych mieszkańców zamku.
     Zszedł ze schodów i skręcił korytarzem w lewo. Cały ten czas rozmyślał o swoich snach. Na co dzień wydawało się że Jack'a nie interesują sprawy kraju. Przez większość znajomych osób odbierany był jako lekkoduch, wiecznie uchylający się od odpowiedzialności. Chłopakowi wyraźnie odpowiadało życie pozbawione jakichkolwiek obowiązków i zasad. Cenił sobie wolność. 
     Lecz teraz zachowywał się inaczej. Był wyraźnie zmartwiony tym co się dzieje i tym co nastąpi w przyszłości. Bał się że wybuchnie wojna.


     Szedł powoli przed siebie rozmyślając w milczeniu.
     W pewnej chwili zobaczył wąską smugę światła wydobywającą się z uchylonych drzwi sali tronowej. Jack'a zdziwił ten widok. Myślał że jego ojciec już dawno śpi, tak jak cała reszta mieszkańców zamku. Podszedł bliżej i usłyszał głos króla. Zajrzał do wnętrza sali przez delikatnie uchylone drzwi. 
     Na ogromnym lodowym tronie siedział król Arthas. Był on odziany w srebrzysto-czarną, ozdobną zbroję. U jego stup klęczał na jednym kolanie mężczyzna. Jack domyślił się że to jeden z żołnierzy z oddziału patrolującego granice Frosty Tear. Jego zbroja, a raczej to co z niej zostało była w opłakanym stanie. Wojownik miał na sobie hełm którego pióropusz był w połowie ucięty jakby od ciosu mieczem. Jego zbroja była w szczątkowym stanie. Miał tylko jeden naramiennik a kolczuga zwisająca z jego tułowia była silnie postrzępiona tak jak jego spodnie. W rękach trzymał miecz i tarczę, której jedna czwarta była odrąbana, a w części która się ostała wbity był spory topór. 
     - Panie!- mówił drżącym głosem - Uderzyli znienacka!
     Arthas milczał.
     -Nie mieliśmy szans! Mieli przewagę liczebną! Cudem uszedłem z życia mój królu! - kontynuował wojownik.
     - Dość! - wykrzykną władca uderzając pięścią w poręcz.
     Żołnierz klęczący u stup tronu natychmiast pochylił głowę ku ziemi.
     - Ta plugawa nędznica zapłaci mi za to! - kontynuował władca - Zniszczę ją i tę jej żałosną armię!
     - Sylvanas... - wyszeptał cicho Jack. Na sam dźwięk tego imienia poczuł ja ciarki przechodzą po jego ciele. Każdy mieszkaniec mroźnego królestwa nie raz słyszał o budzącej postrach królowej umarłych. We Frosty Tear krążyło wiele opowiadań na temat jej okrucieństwa. Niektórymi straszono niegrzeczne dzieci, a niektóre z nich przerażały nawet dorosłych. Słowem Lady Sylvanas była postacią owianą wręcz legendą - tragiczną legendą. Tylko sam król wiedział co jest w stanie zrobić Mroczna Pani.
     Arthas podniósł głowę i spojrzał w kierunku drzwi. Jack zrobił szybki krok w tył i oparł się o ścianę.
     "Mam nadzieję że mnie nie zauważył" - pomyślał - "Inaczej miał bym przewalone"
     Chłopak odwrócił się i już miała się udać w stronę swej sypialni lecz nagle tuż przed nim wyrosła znajoma postać.

     - Jack? - spytała zmierzająca w jego kierunku dama dworu, Elsa - Co ty tu robisz o tej porze? Wiesz co ojciec myśli o spacerach w środku nocy...
     -Elsa?- odrzekł zdezorientowany chłopak wyraźnie zaskoczony widokiem dziewczyny.
     - Wracaj natychmiast do swojej komnaty - nakazała blondwłosa -  Przyszłemu władcy Frosty Tear nie wypada w środku nocy chodzić po korytarzach.
     - Chwila moment - wydusił z siebie Jack - Skoro jestem przyszłym władcą to ja tu wydaję rozkazy, prawda? A poza tym... Co ty tu robisz?
     - Jak to co? - odparła Elsa takim tonem jak by to było oczywiste - Pilnuje żebyś się nie błąkał jak to zawsze robisz. Jeżeli nie wrócisz do swojej komnaty będę zmuszona powiedzieć twemu ojcu. Z resztą królem aby rozdawać rozkazy jeszcze nie jesteś...
     - Ale nim będę- odpowiedział ostro Jack - I to ty nie masz prawa mi rozkazywać!
     Chłopak zmierzył dziewczynę ostrzegawczym spojrzeniem po czym przeszedł koło niej. Elsa obróciła się i spojrzała na niego. Zależało jej żeby Jack był godny zajęcia w przyszłości tronu Frosty Tear. Jako dama dworu miała mu w tym pomagać, zwłaszcza że Król Arthas jej ufał. Nie mogło go zawieść lecz towarzystwo Jack'a było niemal denerwujące. Nie chcąc wdać się z nim w dalszą dyskusję ruszyła w przeciwną stronę.
     Młody książę natomiast szedł przed siebie w mroku korytarza. Zastanowiło go to co właśnie powiedział... 
     "Będę nim"
    Jack nie widział siebie w roli władcy. Żadna z jego cech nie wskazywała na to by był odpowiednio dojrzały do tej roli. Wiecznie uchylał się od obowiązków i spędzał czas tak, jak jemu się podobało. Nie słuchał ojca, za co często był ganiony. Nikt z jego otoczenia nie wierzył że może zajść w nim nagła zmiana... że z buntownika, kochającego wolność, zabawę, ryzyko stanie się nagle odpowiedzialnym, mądrym, twardym władcą gotowym godnie przejąć obowiązki ojca.

     Dotarł wreszcie do drzwi swej sypialni. Otworzył je z tym samym głośnym skrzypnięciem. Wszedł do środka zdjął swą bluzę i wrzucił ją do szafy po czym padł bezwładnie na łóżko twarzą do prześcieradła.
Po chwili pogrążył się w mroku swych snów.
                                                                       
                                                                          Toralei Stripe

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 2

     W Spellness nastał kolejny, otulony zewsząd mgłą, mroczny poranek. Przyćmione ciemnymi chmurami słońce właśnie wschodziło nad Endless Dream i swym blaskiem zwiastowało kolejny dzień.
Raven, przyszła królowa królestwa Spellness, obudziła się właśnie z mrocznego snu. Otworzyła swe fioletowe oczy i rozejrzała się po swojej kamienne komnacie. Przez okno wpadały do środka słoneczne promienie które rozsiewały wokół jasną i miękką poświatę. Ten widok ucieszył dziewczynę. Nie zawsze było można zastać taka pogodę na wschodzie Endless Dream... w miejscu gdzie władało Spellness.
     Czarnowłosa przewróciła się na drugi bok zanurzona w czarno-fioletowej pościeli. Kolejny dzień przepełniony nienawiścią, zimnem i brakiem jakichkolwiek uczuć .
     Kolejny dzień w krainie cienia.


     Z wielką niechęcią Raven zmusiła się do wstania z łóżka. Założyła swój koronkowy, czarny szlafrok sięgający niemal do ziemi i podeszła do stojącej w kącie toaletki po czym usiadła na obszytym czarną skórą krześle. Spojrzała w zdobione czarną ramą lustro i rozczesała czarno-fioletowe loki sięgające do pasa. To była jej rutyna. Prawie każdy dzień wyglądał tak samo. Wstawała, rozczesywała włosy, potem szła na śniadanie. Czasami po nim widywała się ze swoim ojcem, Królem Spellness. Reszta dnia mijała jej na nauce... przyszła królowa Spellness musiała być perfekcyjna.


     Gdy założyła na siebie jedną ze swoich sukni ruszyła w stronę drewnianych drzwi, jednak w połowie drogi się zatrzymała. Jak każdego dnia jej uwagę przykuł portret wiszący na jednej ze ścian w jej komnacie Był to portret na którym kobieta z okrutnym wyrazem twarzy ściskała krwistoczerwone serce, na skutek czego po jej bladej dłoni lał się strumień krwi. Mimo makabrycznych szczegółów kobieta ta wyglądała przy tym tak pięknie i mrocznie, że niemal każdy kto na nią spojrzał zakochiwał się w obrazie.
     Jednak, że nie urok obrazu przykuł uwagę Raven. Obraz przedstawiał Złą Królową.
     Królową Spellness.
     Matkę Raven.
     Martwą matkę.


     Każdego dnia Raven stawała przy obrazie i wpatrując się długo w portret zastanawiała się jak bardzo ją przypomina. Miała taką samą alabastrową skórę, oczy o fioletowych tęczówkach i kruczoczarne włosy. Ci którzy długie lata znali Złą Królową nie raz przyznawali, że Raven jest niemal taka sama jak jej matka.                Jednak czarnowłosa wciąż nie była tego pewna. Wszyscy wymagali, że będzie perfekcyjną następczynią swojej matki, ale sama dziewczyna nie była pewna czy uda jej się sprostać takiemu wymaganiu. Jej matka była okrutna i surowa, nawet wobec swojej córki... kiedy jeszcze żyła.
     Czarnowłosa nie chciała taka być. Mimo to Zła Królowa była dla niej wciąż wielkim autorytetem. W jej matce zawsze było coś niesamowitego, coś co sprawiało, że wszyscy w Spellness ją szanowali a nawet kochali. Królowa zawsze cechowała się wyrafinowaniem, klasą i najwyższym majestatem, a jej czary były potężniejsze niż ktokolwiek zdołał by sobie wyobrazić. Jednak jej matka prowadziła wieczne wojny, siała nienawiść i zniszczenie. Dążyła do władzy bez względu na wszystko... i poniosła tego najwyższą cenę. Czy przeznaczeniem Raven było podążać tymi samymi śladami i tak samo skończyć?
     Nie czuła że tego chce. Czuła raczej osamotnienie. Prawie nikt w całym Endless Dream jej nie rozumiał. Nikt nie rozumiał tego, że nie jest i nie chce być okrutną królową Spellness. Nikt nie rozumiał tego, że jest inna...
     Z przemyśleń Raven obudziło wybicie godziny ósmej na zegarze. Poprawiła tylko włosy i szybko wyszła ze swej komnaty na otulający mrok, kamienny korytarz . Dyscyplina była bardzo ważna w Spellness i za jej unikanie obowiązywały surowe kary. Czarnowłosa nie miała zamiaru się spóźnić.
     Zrezygnowana ruszyła w stronę sali głównej na śniadanie. Miało się odbyć razem z damami dworu które od śmierci Złej Królowej wychowywały Raven na następczynię swej matki. Jednak mimo że minęło już wiele lat od śmierci królowej ani razu nie okazały czarnowłosej czułości i mimo że zamek w Spellness był domem Raven, dziewczyna czuła się w nim nieswojo. Tak jak by nikt jej tu nie chciał. Tak jak by tu nie pasowała...


Po śniadaniu czarnowłosa poczuła się przygnębiona. Znów z samego rana spotkała się z zimnymi spojrzeniami i oschłym traktowaniem. Nikt z dworzan czy też nawet służby nie zwrócił się do niej z nutą uprzejmości w głosie, a jeżeli już ktoś się do niej odzywał to z przymusu lub konieczności. Czasami miała wrażenie że ludzie oceniali ją na podstawie tylko tego jaka była jej matka i tego kim miała się wkrótce stać...
     Podeszła do jednej z okiennic z zardzewiałymi zawiasami na korytarzu. Spojrzała za okna na zachód. Tyle by oddała, nawet duszę aby przekonać się jak jest w innych królestwach. Czy przyszli władcy też są tak traktowani przez ludzi na dworze? Czy w ich serce też starają się za wszelką cenę wszczepić jad nienawiści? A może jest całkowicie na odwrót? Może przyszłym władcą jest okazywany szacunek i zrozumienie? Raven tak bardzo chciała by się przekonać. Owszem znała przyszłą władczynie Dark Howl, Cerise a nawet się z nią przyjaźniła ale nigdy nie rozmawiały na ten temat. Z resztą co z innymi następcami tronu? Istniała możliwość, że może wcale nie jest jedyna...
     Odstąpiła od okna. Za dużo przemyśleń krążyło nad jej głową, niczym złowieszcze sępy nad padliną martwego zwierzęcia. Ruszyła w swą dalszą wędrówkę przez mrok kamiennego korytarza. Idąc nim zwolniła kroku, kiedy znalazła się blisko drzwi komnaty swego ojca. Ojciec bardzo rzadko wychodził z tego pomieszczenia odkąd zmarła jego żona. Wydawał tylko rozkazy dotyczące królestwa. Większość swojego czasu spędzał w samotności. Podczas jednych z odwiedzin Raven w jego komnacie zdradził jej, że samotność daje jemu duszy ukojenie...
     Czarnowłosa piękność myśląc o tych słowach nagle zapragnęła pogrążyć się w samotności. Może skoro jej ojcu który chylił się przez te wszystkie lata ku obłąkaniu pomagało odizolowanie od wszystkich, to może i Raven poczuła by się lepiej będąc z dala od od mroku Spellness...
     Rozważając nad tym pomysłem postanowiła, że oddali się z zamku. Wiedziała jakie czekały ją za to konsekwencje.
     Jest i wina. Jest i kara.
     Jednak chęć samotności była silniejsza od srogich reguł jakie panowały w królestwie cienia. Chciała uciec od mrocznej rzeczywistości raz na zawsze... ah, jak życie by wtedy zyskało sens. Decydować o swoim losie, o swoim życiu... chociaż tyle by jej wystarczyło.
     Niestety życie nie było takie proste. Przyszła monarchini nie mogła uciec. Nie mogła zawieść swojego ludu, który mimo że należał do jednych z najbardziej zawisłych w całym Endless Dream to i tak ją potrzebował. Stąd też te wszystkie srogie reguły nad nią ciążące. Odkąd skończyła dziesięć lat starano się robić wszystko aby ograniczyć jej swobodę przemieszczania się po Spelness. Przyszłej władczyni nie należało.
     Mimo to Raven dość często łamała te reguły. Teraz też zamierzała. Przyspieszonym krokiem szybko przemierzyła korytarz i weszła do swojego pokoju. Na szczęście nie zastała w nim żadnej z dam dworu czy służących. Poczuła ulgę, jednak nie czekając sięgnęła po swą czarną niczym noc pelerynę i założyła ją na swe ramiona. Z nadzieją w duchu, że nikogo nie zasta na swej drodze wyszła ze swej komnaty, ostrożnie, bez skrzypu, zamykając drzwi. Oglądając się co chwila za siebie ruszyła przyspieszonym krokiem do podziemi. Stamtąd miała dostęp do tajemnego przejścia którego koniec wychodził z dala od zamczyska Spellness, w głębi mroku lasu Dark Forest.
     Po chwili Raven udało się przemierzyć korytarz. Zbliżyła się do kotary umieszczonej w cieniu i odsłoniła ją. Znajdował się za nią stara, zardzewiała dźwignia która mimo swych lat nadal spełniała swą funkcje. Raven upewniając się, że nikt ją nie widzi pociągnęła za nią. Jak zawsze usłyszała gruchot i po chwili przed nią rozstąpiła się kamienna podłoga, ukazując ukryte schody prowadzące na dół. Czarnowłosa nie czekając ruszyła ku przejścia cały czas miejąc nadzieje, że nikt jej nie obserwuje ani nie śledzi. Gdy tylko pokonała parę stopni w dół przejście się zamknęło. Odetchnęła z ulgą i rozpaliła pochodnie po czym ruszyła w swą dalszą wędrówkę ku tajemnemu przejściu.
     Sieć korytarzy do której zmierzała były rzeczywiście najbardziej mrocznym i sekretnym miejscem w zamczysku Spellness. Wybudowano je specjalnie na wypadek ataku królewskiego zamku, a wiedzę o nich posiadała tylko rodzina królewska... czyli w rzeczywistości Raven i jej ojciec który nigdy nie opuszczał swej komnaty. Niektórzy mawiali, że ponoć tajemne przejścia prowadziły do lochów gdzie niegdyś Zła Królowa odprawiały najczerniejsze czary. Czarnowłosa wolała o tym nie myśleć, choć każdy kto choć raz przemierzył by mrok tych korytarzy był by w stanie potwierdzić, że wciąż czuć tu obecność ''nikczemności'' Złej Królowej.
     Raven odpędziła od siebie te myśli. Korzystała z przejść od wielu lat, lecz nigdy nie odważyła by się je spenetrować. Zbłądzenie w nich było by dla niej zgubne. Dlatego tez póki co sekrety jej matki zostaną ukryte przed światłem dziennym...
     Nim Raven się obejrzała ujrzała u końca korytarza światło. Ucieszył ją te widok. Zgasiła pospiesznie pochodnie i ruszyła w jego stronę. Już po chwili była przy drabince po której szybko się wspięła. Gdy już weszła na górę znalazła się w kamiennym przesmyku. To właśnie tu wychodziło jedno z przejść. Było ono dość wąskie, więc i też ledwo zauważalne. Idealny sposób dla Raven aby mogła się wymykać kiedy tylko znalazła się na to szansa.
     Zadowolona ze swej udanej ucieczki oddaliła się od przesmyku. Zagłębiona w mrok lasu Dark Forest ruszyła w miejsce gdzie już ktoś na nią czekał...


     Lasy Dark Forest były jednym z największych terenów w Endless Dream. Ich zachodnia część należała do Dark Howl, natomiast wschodnia do Spellness. Niewielu jednak mogło wiedzieć co też krył mrok tych lasów... dlatego Raven za każdym razem je przemierzając czuła wewnętrzny niepokój. Mimo to był ktoś kto sprawiał, że czarnowłosa zawsze czuła się raźniej...
     Gdy była już na miejscu rozejrzała się dookoła niestety nikogo nie dostrzegła. Poczuła rozczarowanie. Obecność tej osoby zawsze przynosiła jej radość. Lecz gdy już miała odchodzić nagle usłyszała za sobą dźwięk bijących o powietrze, mocnych skrzydeł. Uszczęśliwiona odwróciła się.
     Z nieba zstąpiła smoczyca o ciemno-fioletowych łuskach mieniących się w blasku słońca. Widząc Raven zaryczała i spoczęła na ziemi. Czarnowłosa od razu podbiegła do swej podopiecznej.
     - Witaj, Nevermore – odparła przytulając się do smoczycy, gładząc jej długą szyję - Stęskniłam się za tobą.
     Nevermore odwzajemniła uścisk swojej opiekunki, a na twarzy Raven pojawił się uśmiech. Dłużej nie czekając, jednym krokiem wskoczyła na smoczycę. Ludzie z Spellness woleli mrok, więc obecna, słoneczna pogoda sprawiała, że istniało niskie prawdopodobieństwo, że ktoś by ją zauważył razem z Nevermore.
     Wzięła więc głęboki oddech i wzbiła się razem ze swą smoczycą w górę ku błękicie nieba...
     Niosący ją w przestworzach wiatr w długich kruczoczarnych włosach, muskający jej bladą niczym śnieg skórę.
     To była właśnie jedna z tych chwil w życiu kiedy Raven mogła poczuć się niezależna, niepodległa żadnym zasadom czy regułom. Szybując razem z Nevermore po przestrzeni nieba potrafiła całkowicie oddać się chwili i zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Czuła jak by świat należał do niej… czuła że jest wolna.
Spośród chmur rozprzestrzeniał się przed nią lasy Dark Forest a nawet część Silverfall i Ancient Grove. Resztę spowijała poranna mgła... Raven nigdy nie była dalej niż w centralnej części Silverfall. Stąd rodziła się nieoparta ciekawość jak wyglądały inne krainy. Czy rzeczywiście królestwo Frosty Tear było wiecznie skute lodem i chłodem? Czy Dragon Haven naprawdę zatopione było w ognistej lawie?
     Stado wygłodniałych sępów znów zaczęło swój żer...
     Czarnowłosa wzbiła się wraz z Nevermore wyżej, ponad białe, kłębiaste chmury. Nie miała czasu na te przemyślenia. Pokusa polecenia i zobaczenia innych królestw była silna, lecz jeszcze większe było ryzyko. Nigdy nie miała pewność, że napotka kogoś z Dragon Haven. Od razu by rozpoznał w niej obywatelkę Spellness, a gdy by się jeszcze dowiedzieli, że jest przyszła władczynią królestwa mroku... wolała nie myśleć co by się wtedy stało.
     Odgarnęła złe myśli i swe chęci eksploracji na bok. Postanowiła cieszyć się chwilą. To właśnie dzięki Nevermore pośród chmur mogła całkowicie oddać się emocją i swą dusza przenieść się w inne miejsce. Nie na co dzień miała taką okazje. Gdy by ktoś ujrzał przyszłą władczynie Spellness ujeżdźającą smoka miała by nie lada spory problem. Największą nienawiścią Spelness darzyło właśnie Dragon Haven ze wzglęu na zamiłowanie do smoków. Co by jej lud pomyślał o niej gdy by jej sekret wyszedł na jaw? Że jest zdrajczynią własnego królestwa? Że nie jest godna zajęcia miejsca swej matki? Jaka kara by ją czekała?
     Jest i wina. Jest i kara.
     Lecz za niedługo Raven miała ukrywać znacznie większy sekret którego ujawnienie by sprawiło, że Endless Dream nigdy już nie było by takie samo...


Rosewaness Studios